Stojąc w drzwiach sali szpitalnej w której przed chwilą widziałem martwą Cher, oniemiałem.
Ona tam siedziała.
Uśmiechała się lekko.
Oddychała.
Żyła.
Podbiegłem do niej szybko i wyściskałem jak najmocniej mogłem.
- Cher, tak się stęskniłem! Przepraszam Cię, nigdy więcej tego nie zrobię, obiecuję! - moje pełne szczęścia oczy wypełniły się łzami.
- Cher, tak się stęskniłem! Przepraszam Cię, nigdy więcej tego nie zrobię, obiecuję! - moje pełne szczęścia oczy wypełniły się łzami.
- J-j-ja... - usłyszałem cichy szept Cher, po czym poczułem jak jej ciało drga. Zrobiłem dwa kroki do tyłu.
- Kochanie...?
- Idź proszę - wymamrotała patrząc w jeden punkt przed sobą.
- Cher, naprawdę...
- I-i-idź... - powtórzyła. Westchnąłem.
- Słońc...
- IDŹ! - wykrzyknęła i złapała się oburącz za tył głowy.
- Idź, idź, idź, idź, idź, idź... - powtarzała w kółko oddychając przy tym ciężko.
- Kochanie...?
- Idź proszę - wymamrotała patrząc w jeden punkt przed sobą.
- Cher, naprawdę...
- I-i-idź... - powtórzyła. Westchnąłem.
- Słońc...
- IDŹ! - wykrzyknęła i złapała się oburącz za tył głowy.
- Idź, idź, idź, idź, idź, idź... - powtarzała w kółko oddychając przy tym ciężko.
- Co tu się dzieję? - do sali wpadła pielęgniarka, która patrzyła na mnie wyczekująco.
- Nic, musimy coś sobie wyjaś...
- NIC NIE MUSIMY WYJAŚNIAĆ DO JASNEJ CHOLERY. IDŹ STĄD, IDŹ! - Cher krzyknęła jak najgłośniej tylko potrafiła. Otworzyłem oczy ze zdumienia.
- Ochro...! - podbiegłem do kobiety i zakryłem jej usta dłonią.
- Spróbuj dokończyć, a będziesz sama zbierać swoje żyły z podłogi, kiedy je wypruję - warknąłem. Łzy naleciały jej do oczu kiedy skinęła lekko głową. Uśmiechnąłem się sztucznie po czym wymierzyłem śliczny cios w jej szczękę, sprawiając że jej ciało opadło z hukiem na podłogę. Cher pisnęła przerażona i zaczęła odłączać się od wszystkich kroplówek i urządzeń, chcąc jak najszybciej uciec.
- Leż tam! - krzyknąłem w jej stronę, sprawiając że jęknęła zrezygnowana. Jakby każda nadzieja uciekła z jej umysłu, nadzieja na lepsze jutro, lepsze teraz. To nie moja wina że jestem bipolarny*, powinna się przyzwyczaić. Oh, sorry. Ona chce ode mnie uciec. Ale nie może. Nie pozwolę jej na to. Nigdy.
- Nic, musimy coś sobie wyjaś...
- NIC NIE MUSIMY WYJAŚNIAĆ DO JASNEJ CHOLERY. IDŹ STĄD, IDŹ! - Cher krzyknęła jak najgłośniej tylko potrafiła. Otworzyłem oczy ze zdumienia.
- Ochro...! - podbiegłem do kobiety i zakryłem jej usta dłonią.
- Spróbuj dokończyć, a będziesz sama zbierać swoje żyły z podłogi, kiedy je wypruję - warknąłem. Łzy naleciały jej do oczu kiedy skinęła lekko głową. Uśmiechnąłem się sztucznie po czym wymierzyłem śliczny cios w jej szczękę, sprawiając że jej ciało opadło z hukiem na podłogę. Cher pisnęła przerażona i zaczęła odłączać się od wszystkich kroplówek i urządzeń, chcąc jak najszybciej uciec.
- Leż tam! - krzyknąłem w jej stronę, sprawiając że jęknęła zrezygnowana. Jakby każda nadzieja uciekła z jej umysłu, nadzieja na lepsze jutro, lepsze teraz. To nie moja wina że jestem bipolarny*, powinna się przyzwyczaić. Oh, sorry. Ona chce ode mnie uciec. Ale nie może. Nie pozwolę jej na to. Nigdy.
Spojrzałem z góry na płaczącą pielęgniarkę i splunąłem na nią. Była tak żałosna. Spojrzałem na ułamek sekundy na Cher która zalana łzami nadal nerwowo odłączała się od urządzeń. Westchnąłem i zacząłem do niej podchodzić.
- POMOCY! - wykrzyknęła zanim zdążyłem do niej dojść. Było za późno. Po paru sekundach w drzwiach stało trzech wielkich ochroniarzy, którzy podeszli do mnie i zaczęli wyciągać z sali. Szarpałem się, krzyczałem, ale ich jest trzech. Co niby miałem zrobić, nie jestem Chuckiem Norrisem**.
- POMOCY! - wykrzyknęła zanim zdążyłem do niej dojść. Było za późno. Po paru sekundach w drzwiach stało trzech wielkich ochroniarzy, którzy podeszli do mnie i zaczęli wyciągać z sali. Szarpałem się, krzyczałem, ale ich jest trzech. Co niby miałem zrobić, nie jestem Chuckiem Norrisem**.
- Zdobędę Cię Cher, będziesz moja, zobaczysz! - wykrzyknąłem zanim zostałem wyprowadzony z sali.
Cher's POV, 3 weeks later
Minęły trzy tygodnie od kiedy ostatni raz widziałam Justina.
"Zdobędę Cię Cher, będziesz moja, zobaczysz!" te słowa przez cały czas krążyły mi po głowie.
Co jeśli on tu przyjdzie?
Co jeśli zrobi coś komuś z moich bliskich?
Nie wybaczyłabym tego sobie, a tym bardziej jemu.
Kiedy przyszedł tam i obiecywał, przepraszał, miałam nadzieję na lepsze życie.
Życie u jego boku.
Ale to nie możliwe.
Jest bipolarnym dupkiem który pobił niewinną, przestraszoną kobietę (czyt. pielęgniarkę) która tylko wykonywała to, co chciała robić przez całe swoje życie.
Leczyć ludzi.
A w zamian?
W zamian jakieś chore psychicznie dziecko przywaliło jej w buźkę.
Wzdrygnęłam się na łóżku słysząc dźwięk otwieranych drzwi, sprawiając że moja książka od biologii runęła na frędzlowaty, biały dywan.
- Mała - zaczął Mike - mój brat - wchodząc o pokoju. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem.
- Skończyłaś? - skinął palcem na zeszyty leżące przede mną. Musiałam przepisać wszystkie lekcje, w końcu nie było mnie w szkole prawie miesiąc.
- Już kończę - posłałam mu pełne dumy spojrzenie, na co on zachichotał chłopięco.
- Rób co masz zrobić i jedziemy na lody - ukazał szereg swoich zębów, które były o dwa odcienie mniej białe niż Justina. Czekaj. Co?
Nie nie nie nie nie.
Cher, ty masz o nim Z-A-P-O-M-N-I-E-Ć !
Potrząsnęłam lekko głową wyrywając się z zamyśleń i spojrzeniem wróciłam do książek.
- Za 15 minut będę gotowa - mruknęłam z uśmiechem na ustach i zaczęłam przepisywać ostatnie zdanie do zeszyty od angielskiego.
***
Po spakowaniu książek do plecaka, wstałam szybko z łóżka i podbiegłam do szafy. Na dworze było dosyć gorącą.
Co ja ubiorę?!
Przez ten czas gdy leżałam w szpitalu, przepuściłam wiele świetnych kolekcji. Nie mogłam poprosić Miley, żeby coś mi kupiła a ja oddam jej pieniądze, bo nawet nie wiedziała, że jestem w szpitalu. Nawet nie przyszła sprawdzić, czemu mnie nie ma. Nie wysłała sms... Zaraz! Nie wiedziałam, gdzie był mój telefon! Pewnie wypadł mi gdzieś u Justina, albo on mi go zabrał.
A co jeśli Miley tu była, tylko nikt nie otwierał? Mike był dzień i noc przy moim łóżku, martwiąc się że jeśli odejdzie, coś mi się stanie. Pytał mnie wiele razy, jak to się stało. Nie wiedziałam jaką wersję podał im mój osobisty boxer, więc cały czas mówiłam że od upadku nic nie pamiętam.
Potrząsnęłam głową i zaczęłam wybierać rzeczy, które mogłabym ubrać. Padło na różową sukienkę.
Byłam dosyć zadowolona z mojego stroju do którego założyłam rzemykowe buty na obcasie. Podbiegając do toaletki chwyciłam tusz do rzęs nakładając go szybko na rzęsy.
- Idziesz? - usłyszałam głos Mike'a, który najprawdopodobniej stał już w korytarzu. Poprawiłam swoje czerwone włosy (po wyjściu ze szpitala postanowiłam zmienić swoje życie, zaczynając od włosów) i ruszyłam do moich lekko różowych drzwi.
- Idę, idę - zawołałam i zbiegłam szybkim krokiem po schodach. Mike uśmiechnął się dumnie.
- Wychowałem śliczną siostrę - powiedział, na co zachichotałam.
- Ale masz dopiero 16 lat, ubierz jeszcze coś na sieb...
- Mike - mruknęłam i wywróciłam oczami.
- No dobra, dobra. Żartowałem mała - zaśmiał się i otworzył przede mną drzwi.
- Dziękuję dżentelmenie - wydęłam wargi tworząc z nich dzióbek i musnęłam nimi policzek mojego starszego brata.
Przeszłam przez próg i zaciągnęłam się świeżym powietrzem, którego tak dawno nie czułam. Mieszkaliśmy z Mikem w dosyć bogatej dzielnicy, dobrze zarabiał, w końcu był dentystą w najlepszym gabinecie w Kalifornii, a jakby tego było mało... Najprzystojniejszym. Wiele klientek chciało iść na wizytę tylko i wyłącznie do niego, a jeśli termin był zajęty, przychodziły kiedy indziej. Zaśmiałam się w duchu myśląc o takich sytuacjach.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk prze-kluczenia drzwi.
Wzdrygnęłam się lekko i ruszyłam w stronę czarnego bmw x6.
Jednym ruchem otworzyłam drzwi od strony pasażera i wskoczyłam do samochodu. Obserwowałam jak Mike kliknięciem pilota sprawił, że brama zaczęła się rozsuwać, po czym wsiada prędko do auta i zapina pas. Spojrzał na mnie wyczekująco, na co jęknęłam zirytowana.
- Jedziemy tylko jakieś 23m, nie zabiję się!
- Cher... - spiorunował mnie wzrokiem. Zapięłam pas i uśmiechnęłam się sztucznie.
- Zadowolony?
- Bardzo
- Tak się cieszę, tato - mruknęłam. Chłopak oblizał wargi i odwrócił wzrok.
- Przepraszam Mike, ja... - pokręciłam szybko głową wiedząc, że moimi słowami poruszyłam bardzo wrażliwy temat.
- Nie ważne, nie gadajmy o nim - powiedział i ruszył w drogę.
***
Gdy dotarliśmy na miejsce, a mój brat wyłączył silnik siedzieliśmy jeszcze przez parę minut w samochodzie w kompletnej ciszy. Bardzo niezręcznej ciszy.
Bawiłam się dłoniami i stopami, wybijając nimi różne rytmy. Chłopak westchnął i wysiadł z samochodu, zostawiając mnie w nim samą.
Odpięłam się szybko i pobiegłam za nim.
- Nie możesz się na mnie gniewać do końca życia! - zawołałam wyrzucając rękami do góry. Chłopak zatrzymał się po czym odwrócił na pięcie i podszedł do mnie.
- Nigdy więcej tak nie mów, dobrze? - westchnął. Złączyłam usta w cienką linię i pokiwałam twierdząco głową.
- Chodźmy - uśmiechnął się i pociągnął mnie za nadgarstek do lodziarni. W tej chwili moje oczy przepełniły się łzami.
Justin.
Bezczelnie traktował mnie żyletką w miejscu, gdzie teraz trzymał mnie Mike.
Cher, ogarnij się.
Drugą ręką otarłam łzę spływającą po moim policzku i pociągnęłam cicho nosem. Okej, już jest dobrze.
Usiedliśmy na jednej z bordowych kanap i chwyciliśmy menu, które przyniosła nam kelnerka. Przeglądałam je bardzo uważnie. Zdjęcia tych wszystkich deserów wyglądały tak pysznie, że nawet je mogłabym zjeść. Tak, byłam głodna.
Poczułam że ktoś szturcha mnie w ramię. Odskoczyłam jak poparzona, po czym w myślach uderzyłam się w twarz. Czego ja się boję, przecież to Mike.
- Spokojnie Cher - zaśmiał się komentując moją reakcje, po czym kontynuował - Idę do toalety, zostań tu - powiedział.
"Gdzie bym miała niby iść?" pomyślałam i skinęłam głową. Położyłam menu na stoliku. Z nudów zaczęłam rozglądać się po lokalu. Szczerze powiedziawszy miałam dość chłopaków po sytuacji z... Czekajcie, jak ja go nazwałam? Aha, po sytuacji z moim "osobistym boxerem", ale co tam, chyba nic mi się nie stanie kiedy pogapię się przez chwilę na paru.
Okej, więc.
Ładny.
Fajny.
Brzydki.
Nudziarz.
Nudziarz.
Justin.
Nudziarz.
Fajny.
Ład...
ZARAZ, CO?!
Zaczęłam wiercić się niespokojnie na siedzeniu i spuściłam głowę.
Jezu, on tu jest, nie, on nie może mnie zauważyć, nie.
Niepewnie podniosłam wzrok i spojrzałam na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Justin.
Gdzie on jest?
Moje źrenice rozszerzyły się a oddech przyśpieszył, kiedy poczułam czyiś ciepły oddech na mojej skórze.
- Mówiłem, że będziesz moja - szepnął mi do ucha.
~ * ~
*bipolarność - choroba psychiczna polegająca na nagłej zmianie nastroju.
** Chuck Norris - zalecam kliknąć tu i poczytać
welcome guys! W końcu, po tej długiej, długiej przerwie, wracam do was z nowym, nieco dłuższym niż poprzednio rozdziałem :) Ogólnie, nie tylko oceny były powodem dla którego niczego nie dodawałam. Po prostu widok prawie 2 tysięcy wejść a przy tym 2 komentarzy dobija mnie, przez co nie mam ochoty na pisanie. Więc proszę, komentujcie, bo to na serio motywuje do dalszej pracy.
See ya! xx
P.S: Zmieniłam wygląd bloga, ładnie? x
P.S2: W razie pytań zapraszam na twittera (<--klik)
Minęły trzy tygodnie od kiedy ostatni raz widziałam Justina.
"Zdobędę Cię Cher, będziesz moja, zobaczysz!" te słowa przez cały czas krążyły mi po głowie.
Co jeśli on tu przyjdzie?
Co jeśli zrobi coś komuś z moich bliskich?
Nie wybaczyłabym tego sobie, a tym bardziej jemu.
Kiedy przyszedł tam i obiecywał, przepraszał, miałam nadzieję na lepsze życie.
Życie u jego boku.
Ale to nie możliwe.
Jest bipolarnym dupkiem który pobił niewinną, przestraszoną kobietę (czyt. pielęgniarkę) która tylko wykonywała to, co chciała robić przez całe swoje życie.
Leczyć ludzi.
A w zamian?
W zamian jakieś chore psychicznie dziecko przywaliło jej w buźkę.
Wzdrygnęłam się na łóżku słysząc dźwięk otwieranych drzwi, sprawiając że moja książka od biologii runęła na frędzlowaty, biały dywan.
- Mała - zaczął Mike - mój brat - wchodząc o pokoju. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem.
- Skończyłaś? - skinął palcem na zeszyty leżące przede mną. Musiałam przepisać wszystkie lekcje, w końcu nie było mnie w szkole prawie miesiąc.
- Już kończę - posłałam mu pełne dumy spojrzenie, na co on zachichotał chłopięco.
- Rób co masz zrobić i jedziemy na lody - ukazał szereg swoich zębów, które były o dwa odcienie mniej białe niż Justina. Czekaj. Co?
Nie nie nie nie nie.
Cher, ty masz o nim Z-A-P-O-M-N-I-E-Ć !
Potrząsnęłam lekko głową wyrywając się z zamyśleń i spojrzeniem wróciłam do książek.
- Za 15 minut będę gotowa - mruknęłam z uśmiechem na ustach i zaczęłam przepisywać ostatnie zdanie do zeszyty od angielskiego.
***
Po spakowaniu książek do plecaka, wstałam szybko z łóżka i podbiegłam do szafy. Na dworze było dosyć gorącą.
Co ja ubiorę?!
Przez ten czas gdy leżałam w szpitalu, przepuściłam wiele świetnych kolekcji. Nie mogłam poprosić Miley, żeby coś mi kupiła a ja oddam jej pieniądze, bo nawet nie wiedziała, że jestem w szpitalu. Nawet nie przyszła sprawdzić, czemu mnie nie ma. Nie wysłała sms... Zaraz! Nie wiedziałam, gdzie był mój telefon! Pewnie wypadł mi gdzieś u Justina, albo on mi go zabrał.
A co jeśli Miley tu była, tylko nikt nie otwierał? Mike był dzień i noc przy moim łóżku, martwiąc się że jeśli odejdzie, coś mi się stanie. Pytał mnie wiele razy, jak to się stało. Nie wiedziałam jaką wersję podał im mój osobisty boxer, więc cały czas mówiłam że od upadku nic nie pamiętam.
Potrząsnęłam głową i zaczęłam wybierać rzeczy, które mogłabym ubrać. Padło na różową sukienkę.
Byłam dosyć zadowolona z mojego stroju do którego założyłam rzemykowe buty na obcasie. Podbiegając do toaletki chwyciłam tusz do rzęs nakładając go szybko na rzęsy.
- Idziesz? - usłyszałam głos Mike'a, który najprawdopodobniej stał już w korytarzu. Poprawiłam swoje czerwone włosy (po wyjściu ze szpitala postanowiłam zmienić swoje życie, zaczynając od włosów) i ruszyłam do moich lekko różowych drzwi.
- Idę, idę - zawołałam i zbiegłam szybkim krokiem po schodach. Mike uśmiechnął się dumnie.
- Wychowałem śliczną siostrę - powiedział, na co zachichotałam.
- Ale masz dopiero 16 lat, ubierz jeszcze coś na sieb...
- Mike - mruknęłam i wywróciłam oczami.
- No dobra, dobra. Żartowałem mała - zaśmiał się i otworzył przede mną drzwi.
- Dziękuję dżentelmenie - wydęłam wargi tworząc z nich dzióbek i musnęłam nimi policzek mojego starszego brata.
Przeszłam przez próg i zaciągnęłam się świeżym powietrzem, którego tak dawno nie czułam. Mieszkaliśmy z Mikem w dosyć bogatej dzielnicy, dobrze zarabiał, w końcu był dentystą w najlepszym gabinecie w Kalifornii, a jakby tego było mało... Najprzystojniejszym. Wiele klientek chciało iść na wizytę tylko i wyłącznie do niego, a jeśli termin był zajęty, przychodziły kiedy indziej. Zaśmiałam się w duchu myśląc o takich sytuacjach.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk prze-kluczenia drzwi.
Wzdrygnęłam się lekko i ruszyłam w stronę czarnego bmw x6.
Jednym ruchem otworzyłam drzwi od strony pasażera i wskoczyłam do samochodu. Obserwowałam jak Mike kliknięciem pilota sprawił, że brama zaczęła się rozsuwać, po czym wsiada prędko do auta i zapina pas. Spojrzał na mnie wyczekująco, na co jęknęłam zirytowana.
- Jedziemy tylko jakieś 23m, nie zabiję się!
- Cher... - spiorunował mnie wzrokiem. Zapięłam pas i uśmiechnęłam się sztucznie.
- Zadowolony?
- Bardzo
- Tak się cieszę, tato - mruknęłam. Chłopak oblizał wargi i odwrócił wzrok.
- Przepraszam Mike, ja... - pokręciłam szybko głową wiedząc, że moimi słowami poruszyłam bardzo wrażliwy temat.
- Nie ważne, nie gadajmy o nim - powiedział i ruszył w drogę.
***
Gdy dotarliśmy na miejsce, a mój brat wyłączył silnik siedzieliśmy jeszcze przez parę minut w samochodzie w kompletnej ciszy. Bardzo niezręcznej ciszy.
Bawiłam się dłoniami i stopami, wybijając nimi różne rytmy. Chłopak westchnął i wysiadł z samochodu, zostawiając mnie w nim samą.
Odpięłam się szybko i pobiegłam za nim.
- Nie możesz się na mnie gniewać do końca życia! - zawołałam wyrzucając rękami do góry. Chłopak zatrzymał się po czym odwrócił na pięcie i podszedł do mnie.
- Nigdy więcej tak nie mów, dobrze? - westchnął. Złączyłam usta w cienką linię i pokiwałam twierdząco głową.
- Chodźmy - uśmiechnął się i pociągnął mnie za nadgarstek do lodziarni. W tej chwili moje oczy przepełniły się łzami.
Justin.
Bezczelnie traktował mnie żyletką w miejscu, gdzie teraz trzymał mnie Mike.
Cher, ogarnij się.
Drugą ręką otarłam łzę spływającą po moim policzku i pociągnęłam cicho nosem. Okej, już jest dobrze.
Usiedliśmy na jednej z bordowych kanap i chwyciliśmy menu, które przyniosła nam kelnerka. Przeglądałam je bardzo uważnie. Zdjęcia tych wszystkich deserów wyglądały tak pysznie, że nawet je mogłabym zjeść. Tak, byłam głodna.
Poczułam że ktoś szturcha mnie w ramię. Odskoczyłam jak poparzona, po czym w myślach uderzyłam się w twarz. Czego ja się boję, przecież to Mike.
- Spokojnie Cher - zaśmiał się komentując moją reakcje, po czym kontynuował - Idę do toalety, zostań tu - powiedział.
"Gdzie bym miała niby iść?" pomyślałam i skinęłam głową. Położyłam menu na stoliku. Z nudów zaczęłam rozglądać się po lokalu. Szczerze powiedziawszy miałam dość chłopaków po sytuacji z... Czekajcie, jak ja go nazwałam? Aha, po sytuacji z moim "osobistym boxerem", ale co tam, chyba nic mi się nie stanie kiedy pogapię się przez chwilę na paru.
Okej, więc.
Ładny.
Fajny.
Brzydki.
Nudziarz.
Nudziarz.
Justin.
Nudziarz.
Fajny.
Ład...
ZARAZ, CO?!
Zaczęłam wiercić się niespokojnie na siedzeniu i spuściłam głowę.
Jezu, on tu jest, nie, on nie może mnie zauważyć, nie.
Niepewnie podniosłam wzrok i spojrzałam na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Justin.
Gdzie on jest?
Moje źrenice rozszerzyły się a oddech przyśpieszył, kiedy poczułam czyiś ciepły oddech na mojej skórze.
- Mówiłem, że będziesz moja - szepnął mi do ucha.
~ * ~
*bipolarność - choroba psychiczna polegająca na nagłej zmianie nastroju.
** Chuck Norris - zalecam kliknąć tu i poczytać
welcome guys! W końcu, po tej długiej, długiej przerwie, wracam do was z nowym, nieco dłuższym niż poprzednio rozdziałem :) Ogólnie, nie tylko oceny były powodem dla którego niczego nie dodawałam. Po prostu widok prawie 2 tysięcy wejść a przy tym 2 komentarzy dobija mnie, przez co nie mam ochoty na pisanie. Więc proszę, komentujcie, bo to na serio motywuje do dalszej pracy.
See ya! xx
P.S: Zmieniłam wygląd bloga, ładnie? x
P.S2: W razie pytań zapraszam na twittera (<--klik)
Przelotnie przeczytałam 9 rozdział i czuję, że twoje opowiadanie będzie mi się bardzo podobało.
OdpowiedzUsuńJutro jeszcze mam ostatnie zaliczenia, ale w piątek zajrzę na pewno i przeczytam zaległe rozdziały i oczywiście skomentuję :)
Zapraszam do mnie, piszę ff o Justinie, którego nudzi już dotychczasowe życie, jest wypalony, pragnie jakiegoś uczucia, które go odrodzi, więc tworzy swoją druga tożsamość i zapisuje się do normalnego liceum.
http://theywillfalllikeroses.blogspot.com/
Chcę być informowana o nowych @kiaudiax
Życzę weny! x