PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!
Jęknęłam cicho czując ból w głowie.
Nie dziwię się, że mnie bolała.
Prawdopodobnie tym ciężkim przedmiotem były drzwi, które Justin wyważył.
Modliłam się, żeby tak było.
Pełno czarnych scenariuszy odtwarzało się w moim umyśle.
Na przykład, że otworzę oczy i zauważę przywiązanego do krzesła Justina, który nie będzie mógł mi pomóc.
Ci dwaj inni faceci będą mocno przypierać mnie do ściany, a drwal będzie wlewał mi dziwną substancje prosto do ust.
Lub, co grosza, zobaczę Justina z pokrwawioną koszulką, który ma podcięte gardł..
- Aaa! - pisnęłam i podniosłam się na równe nogi, kiedy taki obraz przeleciał mi przed oczami.
On jest potworem, ale nie zasługuje na coś takiego.
Nim zdążyłam zbadać wzrokiem pomieszczenia, w którym się znalazłam, gdyż para mocnych dłoni pchnęła mnie na podłogę.
Zamknęłam ponownie oczy i schowałam twarz w dłonie.
- Weź mnie, nie rób nic Justinowi, proszę - zaszlochałam. Nie wiem w ogóle, czemu to powiedziałam.
Przecież ja nienawidziłam Justina.
N-I-E-N-A-W-I-D-Z-I-Ł-A-M
Ku mojemu zaskoczeniu, poczułam, jak ktoś mnie przytula, wkładając w to całe swoje serce.
Wiedziałam, kto to był.
Zaszlochałam cicho i wtuliłam się w sylwetkę Jusa.
- Nigdy, przenigdy już tak nie mów - szepnął mi do ucha kiedy wziął mnie na ręce i położył lekko na jakimś starym, skrzypiącym łóżku.
Otworzyłam powoli oczy i zaczęłam badać przestrzeń.
Na szarych, betonowych ścianach, widać było wilgoć.
Na brudnej, metalowej podłodze chodziło parę gatunków robaków, których nazw naprawdę nie chcę poznać.
Nic innego oprócz łóżka na którym siedziałam, nie znajdowało się tym pokoju.
- Just... Justin... - wymamrotałam z przerażeniem, na co chłopak zaśmiał się.
- Mogłaś nie uciekać, skarbie - powiedział, a już po chwili czułam ciepło na moim policzku, przeradzające się w ból.
- Ałł - syknęłam lekko.
- Ups, coś mówiłaś? Powtórz, bo nie słyszałem - warknął i pociągnął mnie mocno za włosy tak, że moje usta znajdowały się tuż przy jego.
- Przepraszam - szepnęłam i spuściłam wzrok wiedząc, że to nic nie da.
- Za późno - usłyszałam w odpowiedzi po czym zostałam pchnięta na podłogę, na którą upadłam z hukiem.
Jęknęłam z bólu i zaczęłam się podnosić, ale ciężar nogi znajdującej się na moim karku i próbującej przycisnąć mnie do ziemi wygrał.
Zaszlochałam cicho.
Czemu on mnie po prostu nie zabije?
Zamarzłam, kiedy poczułam zimne ostrze na swojej skórze w okolicach nadgarstka.
- JUSTIN, NIE! - wykrzyknęłam.
*flash back*
- Ej, przesuń się z dupą wielorybie - usłyszałam chichot za moimi plecami. Znowu się ze mnie śmiali.
Może byłam trochę... większa, ale czy to powód, żeby mnie odrzucać?
Najwyraźniej tak.
Zamknij się, durna podświadomość!
Gdyby była człowiekiem, zabiłabym ją, naprawdę.
Tego wszystkiego już czasem było za wiele.
Na każdym kroku mnie obrażano, poniżano.
Ale w dzień, kiedy Kit, chłopak, który podobał mi się od 3 lat, przyłączył się do tych wszystkich... jak ich nazwać... hejterów? Nie ważne.
W ten dzień postanowiłam to wszystko zakończyć.
Po powrocie do domu wbiegłam szybko po schodach i ruszyłam do kuchni.
Mike'a nie było, punkt dla mnie.
Otworzyłam trzęsącymi się rękami szafkę i chwyciłam nóż.
Nie będę się hamować, po prostu to zrobię.
Przyłożyłam nóż do punktu, gdzie najbardziej wystawała mi żyła i już miałam robić nacięcie, kiedy odsunęłam szybko ostrze trochę dalej i przycisnęłam mocno do skóry.
Stchórzyłam.
Ugh.
Zrobiłam mocne nacięcie z którego od razu zaczął płynąć strumyk krwi, po czym znowu przystawiłam nóż do żyły, lecz znów go odsunęłam.
Sytuacja powtórzyła się parę razy, przez co po nie całej minucie moja ręka była cała w krwi i czerwonych kreskach.
Kiedy w końcu poczułam, że jestem gotowa, przyłożyłam ostrze do żyły.
Do oczu naleciały mi łzy.
Już czas, Cher!
Krzyczała moja podświadomość.
W końcu miała rację, na co zaśmiałam się w duchu.
Oblizałam usta i zanim zdążyłam zrobić nacisk, nóż wyleciał mi z rąk z hukiem, a para silnych ramion objęła mnie w pasie.
- Cher! - to Mike. Jak mogłam o nim nie pomyśleć?
Debilka.
I znowu masz rację, ah ta moja podświadomość.
- Nigdy, przenigdy, nie chcę już tego widzieć NIGDZIE na Twoim ciele, dobrze? - dotknął lekko palcem jednej z moich ran. Skinęłam głową wtulając się w niego i wybuchając głośnym płaczem.
Już nigdy, dla Mike'a.
*koniec flash backu*
Chłopak spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Tylko nie to, proszę - po moich polikach zaczęły spływać gorące, słone łzy.
Poczułam jak para silnych ramion obejmuje mnie mocno.
- Cher, ja...
- Wszystko tylko nie to, proszę - pociągnęłam nosem i położyłam głowę na klatce piersiowej Justina.
Przejechał swoją wielką dłonią po mojej głowie.
- Już dobrze, przepraszam - szepnął i pocałował mnie w czoło.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi.
Obydwoje spojrzeliśmy w tamta stronę jednocześnie i otworzyłam szeroko usta, kiedy zobaczyłam, kto stał w wejściu.
______________________________________
Więc, moi drodzy. Jeśli pod tym postem nie będzie chociaż dwóch komentarzy, przestaję pisać to opowiadanie. Tyle.
Wiem że jest krótki, ale i tak go nie czytacie. Tak wnioskuję po waszej aktywności.
Wiedziałam, kto to był.
Zaszlochałam cicho i wtuliłam się w sylwetkę Jusa.
- Nigdy, przenigdy już tak nie mów - szepnął mi do ucha kiedy wziął mnie na ręce i położył lekko na jakimś starym, skrzypiącym łóżku.
Otworzyłam powoli oczy i zaczęłam badać przestrzeń.
Na szarych, betonowych ścianach, widać było wilgoć.
Na brudnej, metalowej podłodze chodziło parę gatunków robaków, których nazw naprawdę nie chcę poznać.
Nic innego oprócz łóżka na którym siedziałam, nie znajdowało się tym pokoju.
- Just... Justin... - wymamrotałam z przerażeniem, na co chłopak zaśmiał się.
- Mogłaś nie uciekać, skarbie - powiedział, a już po chwili czułam ciepło na moim policzku, przeradzające się w ból.
- Ałł - syknęłam lekko.
- Ups, coś mówiłaś? Powtórz, bo nie słyszałem - warknął i pociągnął mnie mocno za włosy tak, że moje usta znajdowały się tuż przy jego.
- Przepraszam - szepnęłam i spuściłam wzrok wiedząc, że to nic nie da.
- Za późno - usłyszałam w odpowiedzi po czym zostałam pchnięta na podłogę, na którą upadłam z hukiem.
Jęknęłam z bólu i zaczęłam się podnosić, ale ciężar nogi znajdującej się na moim karku i próbującej przycisnąć mnie do ziemi wygrał.
Zaszlochałam cicho.
Czemu on mnie po prostu nie zabije?
Zamarzłam, kiedy poczułam zimne ostrze na swojej skórze w okolicach nadgarstka.
- JUSTIN, NIE! - wykrzyknęłam.
*flash back*
- Ej, przesuń się z dupą wielorybie - usłyszałam chichot za moimi plecami. Znowu się ze mnie śmiali.
Może byłam trochę... większa, ale czy to powód, żeby mnie odrzucać?
Najwyraźniej tak.
Zamknij się, durna podświadomość!
Gdyby była człowiekiem, zabiłabym ją, naprawdę.
Tego wszystkiego już czasem było za wiele.
Na każdym kroku mnie obrażano, poniżano.
Ale w dzień, kiedy Kit, chłopak, który podobał mi się od 3 lat, przyłączył się do tych wszystkich... jak ich nazwać... hejterów? Nie ważne.
W ten dzień postanowiłam to wszystko zakończyć.
Po powrocie do domu wbiegłam szybko po schodach i ruszyłam do kuchni.
Mike'a nie było, punkt dla mnie.
Otworzyłam trzęsącymi się rękami szafkę i chwyciłam nóż.
Nie będę się hamować, po prostu to zrobię.
Przyłożyłam nóż do punktu, gdzie najbardziej wystawała mi żyła i już miałam robić nacięcie, kiedy odsunęłam szybko ostrze trochę dalej i przycisnęłam mocno do skóry.
Stchórzyłam.
Ugh.
Zrobiłam mocne nacięcie z którego od razu zaczął płynąć strumyk krwi, po czym znowu przystawiłam nóż do żyły, lecz znów go odsunęłam.
Sytuacja powtórzyła się parę razy, przez co po nie całej minucie moja ręka była cała w krwi i czerwonych kreskach.
Kiedy w końcu poczułam, że jestem gotowa, przyłożyłam ostrze do żyły.
Do oczu naleciały mi łzy.
Już czas, Cher!
Krzyczała moja podświadomość.
W końcu miała rację, na co zaśmiałam się w duchu.
Oblizałam usta i zanim zdążyłam zrobić nacisk, nóż wyleciał mi z rąk z hukiem, a para silnych ramion objęła mnie w pasie.
- Cher! - to Mike. Jak mogłam o nim nie pomyśleć?
Debilka.
I znowu masz rację, ah ta moja podświadomość.
- Nigdy, przenigdy, nie chcę już tego widzieć NIGDZIE na Twoim ciele, dobrze? - dotknął lekko palcem jednej z moich ran. Skinęłam głową wtulając się w niego i wybuchając głośnym płaczem.
Już nigdy, dla Mike'a.
*koniec flash backu*
Chłopak spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Tylko nie to, proszę - po moich polikach zaczęły spływać gorące, słone łzy.
Poczułam jak para silnych ramion obejmuje mnie mocno.
- Cher, ja...
- Wszystko tylko nie to, proszę - pociągnęłam nosem i położyłam głowę na klatce piersiowej Justina.
Przejechał swoją wielką dłonią po mojej głowie.
- Już dobrze, przepraszam - szepnął i pocałował mnie w czoło.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi.
Obydwoje spojrzeliśmy w tamta stronę jednocześnie i otworzyłam szeroko usta, kiedy zobaczyłam, kto stał w wejściu.
______________________________________
Więc, moi drodzy. Jeśli pod tym postem nie będzie chociaż dwóch komentarzy, przestaję pisać to opowiadanie. Tyle.
Wiem że jest krótki, ale i tak go nie czytacie. Tak wnioskuję po waszej aktywności.
Dziwię się ,że tak mało osób komentuję bo to opowiadanie jest super i będę czytać wszystko co dodasz :D
OdpowiedzUsuńKoleżanka mi twojego bloga poleciła. Postanowiłam wejść, bo może się okazać fajny lecz... zawiodłam się. Bo on nie jest fajny tylko... ZAJEBISTY :D ZAKOCHAŁAM SIĘ W NIM I BĘDĘ TU ZAGLĄDAĆ, KOMENTOWAĆ ITP. *-*-*-*-* WOW! MASZ TALENT DO PISANIA!!! O MOGĘ JESZCZE POWIEDZIEĆ? HMMMM... CZEKAM NA NEXTA :* pozdrawiam xxoxo
OdpowiedzUsuńP.S. Przepraszam, że wywołałam początkujący smutek lecz chciałam zrobić napięcie ;P