niedziela, 23 czerwca 2013

10. "To Black - powiedzieli"

Przełknęłam ślinę i otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale przerwał mi.
- Będziesz moja... Teraz - powiedział i przyłożył strzykawkę z przeźroczystym płynem do mojego uda, wciskając igłę pod skórę.
Próbowałam krzyczeć, mówić, ale po chwili moje ciało opadło swobodnie na kolana Justina.
Ciemność.

***

Poczułam ciepłe powietrze odbijające się od mojej nagrzanej skóry.
Wzdrygnęłam się gwałtownie i otworzyłam szybko oczy, przypominając sobie co działo się jakieś...
Zaraz.
Ile spałam?
Usiadłam powoli na miękkim podłożu, którym prawdopodobnie był koc i zbadałam przestrzeń przede mną.
Była to wielka, rozległa łąka, taka jak z tych wszystkich dennych filmów o miłości.
Krokusy i tulipany pięknie dekorowały jasno zieloną trawę, od której odbijały się promienie słoneczne.
Normalnie uśmiechnęłabym się na taki widok, ale nie teraz.
Nie teraz, kiedy widziałam czyiś cień obok mnie, i dobrze wiedziałam, do kogo ten cień należał.
Justin.
Odwróciłam powoli głowę, tak powoli, że wyglądałam jak zacinający się robot, przez co nawet chłopak jęknął lekko zniecierpliwiony i spojrzałam na niego.
Idealne rysy twarzy.
Brązowe oczy, za które można zabić.
Okrągłe, malinowe usta.
Perfekcja.
- Witaj skarbie - uśmiechnął się promiennie i oblizał usta. Jezu. On. Jest. Świetny.
Potrząsnęłam głową i odwróciłam się szybko za siebie.
Wiedziałam.
Wróciłam wzrokiem na niego.
Przysunęłam się bliżej i przygryzłam wargę, po czym wpiłam się w jego usta zachłannie, czekając, aż straci czujność.
- Tu jest tak pięknie - jęknęłam gdy obydwoje braliśmy oddech pomiędzy pocałunkami.
- Wiem, dlatego tu Cię przywiozłem - wyszczerzył lekko zęby i znowu oblizał usta.
Zabijasz. Mnie. Przestań. To. Robić.
Przygryzłam jego dolną wargę i pociągnęłam lekko za końce włosów.
Położył się ciągnąc mnie za sobą, sprawiając że upadłam na jego wyrzeźbione ciało, które niestety było ukryte pod ciemną koszulką.
Niestety?
Moja podświadomość krzyczała do mnie, przecież miałam wykonać plan!
Położyłam dłoń na jego policzku.
- Kocham Cię - szepnęłam kłamiąc. Jak mogłabym kochać po tym, co mi zrobił?
- Ja Ciebie też - odpowiedział i zamknął oczy widząc, że nachylam się, by znowu go pocałować.
Gdy moje wargi były już milimetr nad jego, postanowiłam działać.
Mój łokieć, który znajdował się w okolicy jego żeber, zjechał niżej i wbił mu się w krocze, sprawiając że chłopak jęknął z bólu.
Podniosłam się szybko wykorzystując każdą sekundę i dopełniłam pierwszy punkt planu kopiąc go stopa w to samo miejsce.
Teraz czas na punkt drugi.
Uciekaj jak najdalej i jak najszybciej.
Odwróciłam się szybko i zaczęłam biec.
Przedzierałam się przez drzewa, słysząc coraz to głośniejsze kroki i krzyki Justina.
Był szybszy ode mnie, ale wystartowałam pierwsza, może spotkam jakiegoś miejscowego który postanowi mnie przed nim ukryć.
Biegłam już jakieś 10 minut, a końca lasu nie było widać.
Tak, wtedy kiedy się odwracałam, miałam nadzieję, że za mną jest las.
Chłopak nie przestawał i nadal biegł za mną, próbując mnie dogonić.
Dobrze że zaczęłam biegać rankami, tak, to była kolejna zmiana w moim życiu.
Schudnąć.
Ale nie, ten bipolarny dupek zawsze musi wszystko popsuć i postanowił wbić mi coś w skórę, kiedy byłam z bratem na lod...
MIKE!
On musi się o mnie cholernie martwić!
Przecież tak nagle zniknęłam, kiedy on wyszedł na pięć minut.
Ughh!
Nienawidzę Justina, niszczy mi życie, zabiera mi wszystko co mam.
Chcę już się po prostu od niego uwolnić.
Mogłam to zrobić wtedy, gdy chciał mi na to pozwolić.


"- Zostaw mnie! - Wrzasnęłam. Chłopak pociągnął mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Spojrzałam na Miley.  Oblizała usta i kiwnęła głową, że rozumie całą sytuację, nie gniewa się. Odetchnęłam z ulgą. Na twarzy Justina ukazał się łobuzerski uśmieszek.
- Myślałaś że tak po prostu pozwolę Ci odejść? - Mruknął. Skrzywiłam się.
- Miałam taką nadzieję. - Warknęłam. Chłopak odgarnął kosmyk włosów który spadł na moją twarz i wsunął go za ucho.
- Ojoj, niegrzeczna. - Zaśmiał się. Przeniosłam wzrok na twarz Jusa. Miał szeroko otworzone oczy.
- To jak, nie będziesz już kłamać? - Spytaj ironicznie. Próbowałam uwolnić się z jego uścisku ale nadaremnie.
- Puść mnie.. - Błagałam. Chłopak przyciągnął moją twarz do jego tak, że dotykaliśmy się czołami.
- Powiedz, że mnie koło siebie nie chcesz, to odejdę. - Szepnął. Mówił to niby rozbawiony, ale jakby tego chciał. Jakby chciał, żebym odeszła. Ale ja się tak łatwo nie dam, Panie Bieber. Westchnęłam sztucznie.
- Chcę, żebyś został. - Szepnęłam i złączyłam nasze usta. Chłopak skrzywił się, ale odwzajemnił pocałunek. 
Dlaczego nie chciał, bym się zgodziła..?"

W myślach walnęłam się w twarz.
Jak mogłam być tak głu...
- Ała! - krzyknęłam gdy poczułam jak patyk wbija mi się w brzuch, gdyż na niego upadłam.
Nadal miałam na sobie sukienkę, więc teraz Justin miał widok na mój piękny tył.
Świeeeeetnie.
Możecie wyczuć ten sarkazm?
- Mam Cię! - usłyszałam głos z oddali. To nie było zawołanie jak z gry niczym chowanego "Aha! Mam Cię!". W jego głosie wyczuwalny był gniew i ostrość.
Oj?
Zaczęłam krzyczeć.
Co miałam innego zrobić?
Może ktoś tu jest, ktoś mi pomoże?
Krzyczałam jak najgłośniej.
Kroki były coraz głośniejsze.
Podniosłam głowę i ujrzałam dom.
Praktycznie leżałam przed wejściem do niego.
Wstałam szybko i zaczęłam walić w drzwi.
- Pomocy!
- Odejdź! - zawołał Justin.
- Proszę, pomóżcie mi!
- Odejdź do cholery! - warknął chłopak.
Opierałam się o drzwi i płakałam wiedząc, co zaraz mnie spotka.
Pożegnaj się z ładną buzią, Cher.
Coś Ci Twój plan nie wyszedł.
Zamknij się, durna podświadomość!
Nagle, drzwi otworzyły się, sprawiając, że aż wpadłam do środka.
Upadłam na wielki, brązowy dywan, który ciągnął się aż na całą długość tej nie dużej, ciemnobrązowej, drewnianej chatki.
Niedaleko mnie postawiony był komin z którego żarzył się ogień.
Paliły się w nim kawałki drewna i...
Zaraz.
Czy to jest ręka?!
Przełknęłam ślinę i podniosłam się powoli, by ujrzeć wielkiego, wyrośniętego faceta koło 40, patrzącego się na mnie sympatycznie.
- Co się stało? - zapytał po chwili swoim niskim, grubym głosem.
- Ja... - wypowiedź przerwało mi pukanie do drzwi.
- Cher, wyłaź stamtąd do cholery, powyrywam Ci te małe nogi! - wrzasnął Justin. Przyłożyłam dłoń do ust i wybuchnęłam płaczem. Poczułam, jak duże dłoń głaszcze mnie po czubku głowy.
- Usiądź sobie na fotelu, zrobię Ci herbatę i wszystko mi opowiesz, dobrze? - spytał. Skinęłam lekko głową i zrobiłam to, o co mnie poprosił.
Justin nie przestawał pukać i walić, krzyczeć i mówić.
- Cher, cokolwiek Ci da, NIE-PIJ-TE-GO! - powtarzał te słowa wiele razy. Ale po co miałam się go słuchać? Zranił mnie, tak, że nie można mu tego wybaczyć, nie mogę mu ufać.
Za to ten Pan ugościł mnie i chcę mnie wysłuchać, jak nikt inny. Co może mi się stać?
Po chwili, drwal odwrócił się i zaczął nieść w moją stronę kubek z płynem, które ani trochę nie przypominał herbaty.
Okej, zaczynam się bać.
- W-wie Pan, jest mi trochę lepiej, ja, ja już pójdę - podniosłam się i zaczęłam iść w kierunku drzwi, kiedy poczułam mocne szarpnięcie za włosy, przez które upadłam. Jęknęłam z bólu.
- Masz to wypić, rozumiesz?! - kopnął mnie w żebro, sprawiając, że odwróciłam się na brzuch.
- Proszę, tylko nie t...
- Mogłaś się posłuchać Twojego kochanego Blacka, ojoj - nachylił się w moją stronę. Spojrzałam na niego zdezorientowana, kiedy zza rogu wyłoniły się dwie nowe postacie.
Boże, czym ja sobie zawiniłam?
- K-k-kogo? - szepnęłam.
- To Black - powiedzieli.* Odwróciłam się i zobaczyłam, jak skinęli głową na drzwi, za którymi stał Justin.
Był podwójnie wkurzony.
Poczułam ciepło na moim policzku, które po chwili przerodziło się w ból.
Spojrzałam na drwala, który początkowo mnie "ugościł".
- Teraz, wypijesz to, albo skończysz tak - skinął z rozbawieniem w oczach na palące się szczątki ludzkie w kominku.
Zaczęłam cicho szlochać.
- NIE BECZ TYLKO TO WYPIJ - ryknął. Chwyciłam szklankę i już miałam brać łyka, kiedy coś z wielkim hukiem upadło na moją głowę sprawiając, że straciłam przytomność.

_____________________________________

* Jak widzicie, jest to tekst bloga, który pewnie często będzie się pojawiać w rozdziałach. Za jażdym razem będzie pisany ukośnikiem :)

Hej, hej! Tutaj ja, przybywam z nowym, 10 już rozdziałem Black'a :) Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Proszę, komentujcie!
To naprawdę nie jest motywujące gdy dziennie mam 20 odsłon bloga i 2 komentarze..
Trzymajcie się.

twitter | misunderstood

1 komentarz:

  1. ale zarąbisty rozdział....good job... Z POWAŻANIEM WASZ ULUBIONY CZYTELNIK POLECAM: KACPER SKORY (MISTRZ ŚWIATA W RZUCIE TELEWIZOREM NA OLIMPIADZIE W SROMOWCACH MAŁYCH)

    OdpowiedzUsuń