-Potrzebujemy pomocy. Ona krwawi! - wydarłem się. Pielęgniarka
wezwała lekarzy którzy położyli Cher na nosza.
-Jak to się stało? - zapytał jeden z doktorów.
-Nie wiem, szedłem właśnie do niej i zobaczyłem ją taką na
ulicy – skłamałem.
-Została uderzona czymś ostrym w tył głowy. Mocno krwawi, jest z
nią źle.
-Czy ona... Przeżyje? - przełknąłem ślinę wypowiadając te
słowa.
-Nie będę kłamał, szanse na to są nikłe. Przepraszam
młodzieńcze, musimy się nią zająć – powiedział i zniknął
w jednym z pokojów. Upadłem na ziemie i schowałem twarz w ręce.
Cher, proszę, nie... Proszę, mój aniołku... Przepraszam...
Podszedłem do okna gdzie można było zobaczyć całą
przeprowadzaną na niej operacje. Dziewczyna robiła się blada od
braku krwi, jej klatka piersiowa prawie w ogóle się nie podnosiła,
ona umierała. Traciłem ją przez moją chorą, debilną psychikę.
Chociaż tak naprawdę parę dni temu nienawidziliśmy się, teraz
czułem do niej bardzo silne uczucie. To nie była tylko miłość.
Tego się nie da opisać słowami. Jestem naprawdę chory
psychicznie, skoro sprawiało mi przyjemność bicie jej. Teraz,
jeśli przeżyje, nie położę na niej nawet palca. Nie zrobię
niczego, co sprawiłoby jej ból. Jeśli przeżyje.
Godzinę później
Cały czas obserwowałem operację. Każdy ruch lekarzy, każde
podniesienie się jej klatki piersiowej. Przyjrzałem się każdemu
zakamarkowi jej twarzy. Policzyłem ile włosów opada na jej czoło,
lecz tylko do połowy, gdyż potem musieli zająć się tyłem jej
głowy. Właśnie patrzyłem na jej szyję, i lekkie, różowe ślady
od moich pocałunków, gdy w moich uszach zabrzmiał głośny, ciągły
dźwięk. Moje źrenice rozszerzyły się a serce przyspieszyło
bicie. Zacząłem głośno krzyczeć, prawie wyplułem płuca.
Wleciałem szybko do pomieszczenia, nie zwracając uwagi na
odciągających mnie od ciała Cher lekarzy. Ona umarła. Jej tu nie
było. Zostawiła mnie, nie chciała mnie. To był koniec. Już nigdy
mnie nie pocałuje, już nigdy mnie nie przytuli, już nigdy się nie
odezwie. Mój umysł wariował, nie wiedziałem co zrobić.
-Chcę być z nią! - wydarłem się.
-Panie Bieber...
-Zamknij się! Wy gówna, jak mogliście pozwolić jej umrzeć!
-Nie mogliśmy nic zro...
-Zamknij tą cholerną mordę! - wymierzyłem jednemu z doktorów
cios w brzuch i przytuliłem ciało mojej dziewczyny.
-Kochanie, już spokojnie, będzie dobrze... - szeptałem.
-Ochrona! - krzyknął jeden z lekarzy. Pocałowałem mocno zimne
wargi Cher zanim wyprowadzili mnie z pomieszczenia.
-Kocham Cię Cher! - wykrzyknąłem. Prowadzili mnie przez
poczekalnie. Siedziały tam dziewczyny które wydarły się na mój
widok. Tego było za dużo. Mój umysł nie wytrzymywał.
-Ryj! - warknąłem. Wszystkie zamarły zszokowane. Normalnie bym się
tak nie zachował, nawet trochę szanuję swoje fanki, ale teraz
umarła najważniejsza osoba w moim życiu. Co miałem zrobić?
Dawać autografy? Dwa osiłki wprowadzili mnie do pomieszczenia
gdzie na krześle siedziała jakaś szczupła babka. Posadzili mnie
na krześle naprzeciwko jej i prze kluczyli drzwi. Schowałem twarz
w dłonie i zacząłem płakać.
-Justin, jestem Pani psycholog Maria...
-Zamknij się – syknąłem przez łzy. Kobieta wyprostowała się
na krześle.
-Straciłeś ważną dla Ciebie osobę, rozu...
-Nie rozumiesz – nie pozwoliłem jej dokończyć.
-Tu się mylisz, mój drogi – spojrzałem na nią – Mój mąż
umarł. Miał raka – powiedziała. Zaśmiałem się.
-Pani mu go wszczepiła? - zapytałem. Kobieta była zdziwiona moim
pytaniem.
-Nie – odpowiedziała po chwili.
-Więc nic nie wiesz – otarłem łzę.
-Justin, czy zrobiłeś krzywdę Cher? - spytała. Uśmiechnąłem
się.
-Śliczne imię, prawda? Ona była taka piękna, kochałem ją.
Zawsze się uśmiechała, ale często płakała.
-Czemu płakała?
-Bo ja... - na chwilę wrócił mi rozum. Czy na pewno się przyznać?
Pójdę siedzieć, i wtedy...
-Justin... - usłyszałem cichy szept.
-Justin, nie rób tego. Nie chcę Cię stracić... - to był głos
Cher.
-Cher? Gdzie jesteś? - spytałem.
-Tutaj, skarbie! - zawołała. Spojrzałem przez okno. Stała za nim.
-Cher! Kochanie! - podbiegłem do niej.
-Justin? Justin! - poczułem jak ktoś szturchnął mnie w ramię.
Nagle moja dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu.
-Nie, Cher! - wykrzyknąłem.
-Justin, tam nikogo nie ma – powiedziała Maria.
-Jak to? Ona tu była!
-Nie, nie było jej – powiedziała pół głosem kobieta i zapisała
coś w notatniku.
-Czy ja...? - zacząłem.
-Justin, myślę, że będziesz musiał gdzieś przez jakiś czas
pomieszkać – poklepała mnie po plecach. Cholera.
-Nie pójdę do jakiegoś psychiatryka – syknąłem.
-Justin, masz zwid...
-Zrobiłem to specjalnie, kochanie – uśmiechnąłem się
sztucznie.
-Będziesz tam tylko przez...
-Mam koncerty, wywiady. Nie mam tyle cholernego czasu – warknąłem.
-Panie Bieb...
-Czy możesz otworzyć te drzwi i wypuścić mnie do domu? -
pokazałem palcem na wrota. Kobieta westchnęła.
-Oczywiście – wyciągnęła klucz i wypuściła mnie.
-Dziękuję – powiedziałem sarkastycznie. Wyszedłem ze szpitala i
rozejrzałem się za samochodem. Nie miałem tyle sił by go
prowadzić.
-Panie Bieber! - usłyszałem krzyk. Zignorowałem go.
-Panie Justinie!
-Co? - sapnąłem zmęczony.
-Chodzi o Cher – doktor podbiegł do mnie.
-Nie chcę teraz o tym roz...
-To ważne, proszę za mną – pokazał na drzwi wejściowe do
budynku. Westchnąłem.
-Dobrze, chodźmy – powiedziałem.
______________________________________________________________
szkoda, że nie komentujecie.