poniedziałek, 13 maja 2013

8.Więc nie wiesz

 Podczas drogi do szpitala zastanawiałem się, co właściwie im powiem. No bo jakby zabrzmiało wytłumaczenie „Lubię krzywdzić moją dziewczynę i przez przypadek pobiłem ją do nieprzytomności”? Raczej nie za dobrze. Dojechałem do budynku i szybko wysiadłem z auta. Otworzyłem drzwi od strony pasażera i wyciągnąłem z pojazdu nieprzytomną, umierającą Cher. Wziąłem ją na ręce i przytuliłem mocno do siebie całując jej czoło. Wbiegłem do budynku i podbiegłem do recepcji.
-Potrzebujemy pomocy. Ona krwawi! - wydarłem się. Pielęgniarka wezwała lekarzy którzy położyli Cher na nosza.
-Jak to się stało? - zapytał jeden z doktorów.
-Nie wiem, szedłem właśnie do niej i zobaczyłem ją taką na ulicy – skłamałem.
-Została uderzona czymś ostrym w tył głowy. Mocno krwawi, jest z nią źle.
-Czy ona... Przeżyje? - przełknąłem ślinę wypowiadając te słowa.
-Nie będę kłamał, szanse na to są nikłe. Przepraszam młodzieńcze, musimy się nią zająć – powiedział i zniknął w jednym z pokojów. Upadłem na ziemie i schowałem twarz w ręce. Cher, proszę, nie... Proszę, mój aniołku... Przepraszam... Podszedłem do okna gdzie można było zobaczyć całą przeprowadzaną na niej operacje. Dziewczyna robiła się blada od braku krwi, jej klatka piersiowa prawie w ogóle się nie podnosiła, ona umierała. Traciłem ją przez moją chorą, debilną psychikę. Chociaż tak naprawdę parę dni temu nienawidziliśmy się, teraz czułem do niej bardzo silne uczucie. To nie była tylko miłość. Tego się nie da opisać słowami. Jestem naprawdę chory psychicznie, skoro sprawiało mi przyjemność bicie jej. Teraz, jeśli przeżyje, nie położę na niej nawet palca. Nie zrobię niczego, co sprawiłoby jej ból. Jeśli przeżyje.

Godzinę później

Cały czas obserwowałem operację. Każdy ruch lekarzy, każde podniesienie się jej klatki piersiowej. Przyjrzałem się każdemu zakamarkowi jej twarzy. Policzyłem ile włosów opada na jej czoło, lecz tylko do połowy, gdyż potem musieli zająć się tyłem jej głowy. Właśnie patrzyłem na jej szyję, i lekkie, różowe ślady od moich pocałunków, gdy w moich uszach zabrzmiał głośny, ciągły dźwięk. Moje źrenice rozszerzyły się a serce przyspieszyło bicie. Zacząłem głośno krzyczeć, prawie wyplułem płuca. Wleciałem szybko do pomieszczenia, nie zwracając uwagi na odciągających mnie od ciała Cher lekarzy. Ona umarła. Jej tu nie było. Zostawiła mnie, nie chciała mnie. To był koniec. Już nigdy mnie nie pocałuje, już nigdy mnie nie przytuli, już nigdy się nie odezwie. Mój umysł wariował, nie wiedziałem co zrobić.
-Chcę być z nią! - wydarłem się.
-Panie Bieber...
-Zamknij się! Wy gówna, jak mogliście pozwolić jej umrzeć!
-Nie mogliśmy nic zro...
-Zamknij tą cholerną mordę! - wymierzyłem jednemu z doktorów cios w brzuch i przytuliłem ciało mojej dziewczyny.
-Kochanie, już spokojnie, będzie dobrze... - szeptałem.
-Ochrona! - krzyknął jeden z lekarzy. Pocałowałem mocno zimne wargi Cher zanim wyprowadzili mnie z pomieszczenia.
-Kocham Cię Cher! - wykrzyknąłem. Prowadzili mnie przez poczekalnie. Siedziały tam dziewczyny które wydarły się na mój widok. Tego było za dużo. Mój umysł nie wytrzymywał.
-Ryj! - warknąłem. Wszystkie zamarły zszokowane. Normalnie bym się tak nie zachował, nawet trochę szanuję swoje fanki, ale teraz umarła najważniejsza osoba w moim życiu. Co miałem zrobić? Dawać autografy? Dwa osiłki wprowadzili mnie do pomieszczenia gdzie na krześle siedziała jakaś szczupła babka. Posadzili mnie na krześle naprzeciwko jej i prze kluczyli drzwi. Schowałem twarz w dłonie i zacząłem płakać.
-Justin, jestem Pani psycholog Maria...
-Zamknij się – syknąłem przez łzy. Kobieta wyprostowała się na krześle.
-Straciłeś ważną dla Ciebie osobę, rozu...
-Nie rozumiesz – nie pozwoliłem jej dokończyć.
-Tu się mylisz, mój drogi – spojrzałem na nią – Mój mąż umarł. Miał raka – powiedziała. Zaśmiałem się.
-Pani mu go wszczepiła? - zapytałem. Kobieta była zdziwiona moim pytaniem.
-Nie – odpowiedziała po chwili.
-Więc nic nie wiesz – otarłem łzę.
-Justin, czy zrobiłeś krzywdę Cher? - spytała. Uśmiechnąłem się.
-Śliczne imię, prawda? Ona była taka piękna, kochałem ją. Zawsze się uśmiechała, ale często płakała.
-Czemu płakała?
-Bo ja... - na chwilę wrócił mi rozum. Czy na pewno się przyznać? Pójdę siedzieć, i wtedy...
-Justin... - usłyszałem cichy szept.
-Justin, nie rób tego. Nie chcę Cię stracić... - to był głos Cher.
-Cher? Gdzie jesteś? - spytałem.
-Tutaj, skarbie! - zawołała. Spojrzałem przez okno. Stała za nim.
-Cher! Kochanie! - podbiegłem do niej.
-Justin? Justin! - poczułem jak ktoś szturchnął mnie w ramię. Nagle moja dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu.
-Nie, Cher! - wykrzyknąłem.
-Justin, tam nikogo nie ma – powiedziała Maria.
-Jak to? Ona tu była!
-Nie, nie było jej – powiedziała pół głosem kobieta i zapisała coś w notatniku.
-Czy ja...? - zacząłem.
-Justin, myślę, że będziesz musiał gdzieś przez jakiś czas pomieszkać – poklepała mnie po plecach. Cholera.
-Nie pójdę do jakiegoś psychiatryka – syknąłem.
-Justin, masz zwid...
-Zrobiłem to specjalnie, kochanie – uśmiechnąłem się sztucznie.
-Będziesz tam tylko przez...
-Mam koncerty, wywiady. Nie mam tyle cholernego czasu – warknąłem.
-Panie Bieb...
-Czy możesz otworzyć te drzwi i wypuścić mnie do domu? - pokazałem palcem na wrota. Kobieta westchnęła.
-Oczywiście – wyciągnęła klucz i wypuściła mnie.
-Dziękuję – powiedziałem sarkastycznie. Wyszedłem ze szpitala i rozejrzałem się za samochodem. Nie miałem tyle sił by go prowadzić.
-Panie Bieber! - usłyszałem krzyk. Zignorowałem go.
-Panie Justinie!
-Co? - sapnąłem zmęczony.
-Chodzi o Cher – doktor podbiegł do mnie.
-Nie chcę teraz o tym roz...
-To ważne, proszę za mną – pokazał na drzwi wejściowe do budynku. Westchnąłem.
-Dobrze, chodźmy – powiedziałem.
______________________________________________________________

szkoda, że nie komentujecie.

niedziela, 12 maja 2013

7. Nie mogłem pozwolić jej umrzeć.


Poczułam ciepło na swojej twarzy. Po chwili ciepło wzrosło i przemieniło się w ból.
-Wstawaj – syknął Jai. Pogłaskałam się po poliku i spojrzałam pod siebie. Siedziałam na wielkim, białym łóżku, lecz po chwili zobaczyłam że tylko ono jest ładne w tym ciemnym, metalowym pomieszczeniu.
-Gdzie jest Justin? - spytałam cicho. Normalnie zrobiłabym chłopakowi awanturę że mnie uderzył, ale on do mnie wczoraj celował. Bałam się go.
-Nie zakochuj się – warknął i zatrzasnął za sobą wielkie, żelazne drzwi. Podbiegłam do nich i próbowałam je otworzyć, oczywiście na próżno.
-Cholera... - mruknęłam. Odwróciłam się. W tym pokoju było okno, ale małe, przy samym suficie i do tego z kratami. Nie miałam jak się wydostać. Zaczęłam kopać i walić w drzwi.
-Justin! Wypuść mnie! - powtórzyłam czynność wiele razy. W końcu usłyszałam wkurzone kroki w kierunku pokoju, w którym się znajdowałam. Wrota otworzyły się a moim oczom ukazał się Jus. Piękny jak zawsze, lecz w oczach miał tą samą złość co wczoraj wieczorem. Zadrżałam na myśl o tych wydarzeniach. Przełknęłam ślinę i rzuciłam się Justinowi na szyję.
-Zabierz mnie stąd – poprosiłam.
-Nie – odpowiedział obojętnie. Co?
-Justin...
-Powiedziałem – nie! Głucha jesteś?! - wykrzyknął. Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia.
-Ja, myślałam...
-Źle myślałaś – nie pozwolił mi dokończyć, po czym zatrzasnął drzwi. Zsunęłam się po nich w dół i schowałam twarz w dłonie. Już zaczynałam płakać, kiedy wrota otworzyły się tym samym pchając mnie mocno na ścianę. Usłyszałam cichy śmiech. To śmiech Justina. Śmiech, w którym byłam zakochana. On chciał mi sprawić ból.
-Co ja Ci zrobiłam do cholery?! - wydarłam się. Po moich polikach zaczęły lecieć łzy. Brak odpowiedzi.
-To jest Twoje „kocham cię” ? To jest Twoje „przepraszam” ?! - kontynuowałam.
-Mówiłam Ci, od razu mnie zabij! - schowałam twarz w kolana.
-Czekam – dokończyłam pół głosem. Nagle Jus wszedł do pokoju. Automatycznie zwinęłam się w kłębek w rogu.
-Kocham Cię i przepraszam Cher – podszedł do mnie. Skuliłam się jeszcze bardziej. Mimo że go kochałam, jego bliskość przerażała mnie. Pogłaskał mnie po poliku. Cała zadrżałam. Chłopak westchnął.
-Odwiozę Cię i dam Ci spokój, obiecuję Ci – szepnął. Spojrzałam na niego z nadzieją, lecz nadal też strachem w oczach. Chłopak odsunął się ode mnie i podał mi rękę. Nie skorzystałam z jego propozycji tylko wstałam sama. To był błąd.
-Jaki ty masz znowu problem?! - pchnął mnie na ścianę. Zaczęłam ciężko oddychać i zamknęłam oczy. Czekałam na uderzenie. Nie wiedziałam co się stało przez ostatnią minutę, po prostu czekałam i nawet nie zauważyłam, kiedy to nadeszło. Gdy opadłam już na podłogę zwijając się z bólu, spojrzałam na niego wyczerpana. Był z siebie zadowolony. Złowrogi uśmieszek pojawił się na jego twarzy.
-To był ostatni raz? - spytałam spokojnie. Po chwili kaszlnęłam krwią na podłogę.
-Tak – sapnął, nadal uśmiechnięty. Wierciłam dziurę wzrokiem w jego brzuchu.
-Czy masz... apteczkę? - spytałam spokojnie. Bałam się kolejnego wybuchu Justina.

Justin's POV

Po co by mi była apteczka? Ona wie w ogóle co mówi?
-Nie – warknąłem i podszedłem do niej, wyciągając dłoń. Szybko ją chwyciła, bojąc się, ze znowu wybuchnę. Kiedy się podniosła wpadła w moje ramiona.
-Justin, ja... Nie mogę iść, ja przepr... ukhm, ukhm – kaszlnęła opluwając krwią moją szarą koszulkę. Spojrzała na mnie przerażona myśląc, że coś jej zrobię. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak potężny jest jej strach. Jak to wszystko boli ja nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Jak ona cierpi. Podniosłem ją i przełożyłem sobie jej rękę wokół szyi. Usłyszałem jej cichy szloch.
-Nigdy mi nie wybaczysz? - spytałem, kiedy szliśmy przez długi korytarz.
-Nie... - odpowiedziała cicho. Była prawdomówna. Irytowała mnie to ale także ciągnęło do niej.
-Dlaczego? - spuściłem wzrok.
-Justin, nie karz mi... - poprosiła. Była taka słodka, niewinna. Chętnie bym sprawił jej teraz ból. Zaraz, co? O nie. To rosło we mnie, wiedziałem. To było silniejsze ode mnie, ja... Lubiłem ją bić. Postawiłem ją na mokrej od porannej rosy trawie. Dziewczyna usiadła masując nadgarstki, które parę minut temu bezkarnie ściskałem i traktowałem żyletkom.
-Masz... Masz jakąś przyjaciółkę, która mogłaby po Ciebie przyjechać? - spytałem po chwili ciszy.
-Miałam nadzieję, że ty mnie zawieziesz... - przyznała cicho. Leżała koło mojej nogi, świerzbiło mnie, by ją kopnąć.
-Ja... Nie mogę. Jestem dla Ciebie zbyt wielkim niebezpieczeństwem – oblizałem usta. Cher nie chciała uwierzyć w moje słowa.
-Wcale nie. Wkurzyłam Cię, to moja wi...
-Cher, nie rozumiesz – przykucnąłem koło niej – Kiedy Cię biję, czuję ulgę. Chcę Cię bić, chcę Ci sprawiać ból, chcę, żebyś cierpiała – spojrzałem w jej rozkojarzone, brązowe oczy.
-Cierpię, kiedy nie jestem z Tobą – ciągnęła.
-Cher...
-Nie udawaj, Bieber – spuściła wzrok – Szukasz sposobów by się mnie pozbyć, rozumiem... - nie zgadzała się z moim zdaniem. Chęć zrobienia jej krzywdy wzrastała.
-Nie, to nie tak... Kocham Cię, Cher. Ale jestem niebezpieczny... - przygryzłem wargę. Dziewczyna złapała moją twarz w dłonie.
-Wolę cierpieć niż żyć bez Ciebie – szepnęła mi w usta. Pchnąłem ją na trawę. Jej głowa opadła lekko a włosy idealnie rozłożyły się po powierzchni. Oblizałem usta i położyłem się na niej, składając pocałunki na jej szyi. Potem zacząłem przygryzać jej dolną wargę i przeszedłem do głębokiego pocałunku.
-Przepraszam, ale teraz zostaniesz ze mną na zawsze – uśmiechnąłem się łobuzersko. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech. Zszedłem z niej i ścisnąłem jej dłoń.
-Kocham Cię – szepnęła.
-Ja Ciebie też – odpowiedziałem. Leżeliśmy chwilę w ciszy na małym trawniku, ciesząc się promieniami słonecznymi obijającymi się o naszą skórę. Cher przymrużyła oczy, kiedy wyciągnąłem pogniecioną chusteczkę z kieszeni spodni i zacząłem przemywać krople krwi spływające na jej czole.
-Podwieziesz mnie do domu? - zapytała. Wzruszyłem ramionami i podniosłem się.
-No chodź – na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Dziewczyna spróbowała się podnieść ale nadaremno, po chwili upadła z bólu. Skrzywiłem się.
-Co powie Twoja mama na te siniaki...? - spytałem drapiąc się po karku. Cher ułożyła usta w cienką linię.
-Moja mama nie żyje. Mieszkam z bratem – westchnęła. Otworzyłem lekko usta.
-Przepraszam, nie wiedziałem – przyznałem.
-Nic się nie stało – spróbowała się uśmiechnąć – Pomożesz mi? - wyciągnęła dłoń w moją stronę. Chwyciłem ją za nadgarstek, sprawiając jej przy tym ból, ale ona wiedziała, że nie będę mógł się powstrzymać. Cher syknęła z bólu żeby dać mi satysfakcję z czynu.
-Dziękuję – uśmiechnąłem się blado.
-Jest okej. Rozumiem – położyła głowę na moim ramieniu – Tylko już chodźmy – poprosiła.
-Oczywiście – skinąłem głową i pomogłem jej dojść do auta. Otworzyłem drzwi ze strony pasażera i wsadziłem ją do samochodu. Obszedłem pojazd dookoła i usiadłem na swoje miejsce.
-Justin... - zaczęła Cher rozpraszając ciszę która trwała od paru minut. Kiedy tylko słyszałem jej melodyjny głos już korciło mnie, by wykręcić jej rękę.
-Bo... Ty miałeś mi pokazać, czym się zajmujesz... - powiedziała spokojnie starannie dobierając słowa. Zacisnąłem zęby.
-Zabijam dla pieniędzy – wykrztusiłem. Dziewczyna pokiwała głową i oparła się wygodnie o siedzenie.
-A... Black to... to jakiś Twój... pseudonim? - spytała nieco śmielej. Niestety, ta śmiałość zgubiła ją. Zacisnąłem mocno ręce na kierownicy i gwałtownie zawróciłem. Jechałem z zawrotną prędkością wywołując w oczach Cher przerażenie. Zjechałem w las po prawej i zatrzymałem pojazd. Moja klatka podnosiła się i opadała w szybkim tempie.
-Nie mów tak do mnie – wysapałem.
-Oczyw... - nie pozwoliłem jej dokończyć, tylko rzuciłem się na nią zaciskając jej szyję w uścisku. Dziewczyna zaczynała się dusić.
-Nie masz prawa tak do mnie mówić, rozumiesz?! - potrząsnąłem ją. Dziewczyna zamknęła oczy. Wyglądała jakby czekała na śmierć. Odchyliła głowę do tyłu i wydęła usta, w które ją pocałowałem. Puściłem jej szyję i uderzyłem ją z pięści w brzuch. Cher opadła na drzwi, które otworzyłem sprawiając, że wypadła z samochodu. Uśmiechnąłem się widząc swoje dzieło.
-Dziękuję kochanie – szepnąłem i podniosłem dziewczynę. Jej ciało opadło w moje ramiona.
Cher? - spytałem cicho. Nic nie odpowiedziała.
-Kochanie? - szturchnąłem ją lekko. Nadal nic. Pokręciłem głową. To nie mogło się zdarzyć, jak mogłem tak się zapędzić że pobiłem ją do nie przytomności?! Spojrzałem za samochód. Leżał tam duży, ostry kamień zalany krwią. Pomacałem tył głowy Cher. Gdy obejrzałem swoje palce, były one we krwi. Przekląłem w myślach i zamknąłem drzwi pasażera. Nie mogłem pozwolić jej się wykrwawić. Nie mogłem pozwolić jej umrzeć.

-----------------------------------------------------------------

wooow. dzieje się. jak myślicie - co będzie z Cher?

piątek, 10 maja 2013

6. Po prostu mnie zabij.

Justin's POV


I co z tego? No właśnie dużo, Bieber. Narażam ją na wielkie niebezpieczeństwo, jestem debilem. Nagle poczułem jak małe dłonie Cher obejmują mnie w pasie.

- Nigdy - wstrzymałem oddech - od Ciebie nie odejdę..  - Szepnęła. Wypuściłem oddech kiedy odeszła ode mnie parę kroków, spojrzałem w jej piękne, brązowe oczy i złapałem jej twarz w dłonie.
- Nie obiecuj mi takich rzeczy.
- Czemu? - Zdziwiła się. Przełknąłem ślinę.
- Jeszcze się dowiesz. - Powiedziałem i spojrzałem w ziemie. Wzdrygnąłem się gdy dziewczyna złapała mnie za podbródek i przybliżyła do siebie.
- Pokaż mi. - Mruknęła. Spojrzałem na nią po czym złapałem za rękę i zacząłem ciągnąć do wyjścia ze szkoły.

-------------------------------------------------------

Cher's POV


- To.. Gdzie jedziemy? - Spytałam śmiertelnie poważnego Justina, który nie spuszczał oczu z drogi i rozejrzałam się po jego wielkim samochodzie. Był prawie jak limuzyna.

- Zobaczysz. - Powiedział i oblizał usta. Resztę drogi przemilczeliśmy. Nagle samochód zatrzymał się a ja lekko poleciałam do przodu i podskoczyłam na siedzeniu. Chłopak zaśmiał się lekko ale potem znowu wrócił do kamiennego wyrazu twarzy. Zaskoczyłam się, gdy nagle drzwi samochodowe obok mnie się otworzyły a Justin przerzucił mnie sobie przez ramię. Zaczęłam krzyczeć i walić go w plecy.
- Jezu, Cher, uspokój się. - Warknął. - Teraz musisz udawać, że jesteś moją zakładniczką. - Chłopak uśmiechnął się po wypowiedzeniu tych słów, a ja skrzywiłam usta. - Idziemy.  - Szepnął i ruszył.
- Mam udawać, że zemdlałam? - zapytałam szeptem, na co chłopak wybuchnął głośnym śmiechem.
- Jak chcesz. - Wzruszył ramionami. Położyłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy. Nie widziałam drogi jaką szliśmy, ale usłyszałam jak Jus otwiera i zamyka za sobą wielkie metalowe drzwi. Mój oddech przyśpieszył, kiedy usłyszałam męskie głosy.
- Siema Black! - Zawołał jakiś chłopak.
- What's up Jai? - Odpowiedział mu Justin. Zaraz, czemu ten cały Jai powiedział na Jusa "Black" ?
- Co to? - dam sobie rękę uciąć, że pokazał na mnie palcem. Skrzywiłam lekko usta kiedy nazwał mnie "to".
- Widziała za dużo - mruknął Justin.
- Co? Bieber, myślałem, że jesteś profesjonalistą...
- To jedna z moich durnych fanek.
- To co? - warknął Jai.
- Te idiotki są zdolne do wszystkiego. Była na parterze, zobaczyła mnie i wyszła przez okno. Nie widziałem jej.
- Co dokładnie widziała?
- Groziłem Jake'owi.
- Tylko?
- ...bronią - dokończył. Moje oczy otworzyły się. Poczułam strach, nie potrafiłam nad tym zapanować.
- Puść mnie! - krzyczałam i waliłam Justina w plecy.
- Proszę, Justin, puść mnie! - powiedziałam z rozpaczą w głosie. Spojrzałam na Jai'a. W dłoniach trzymał pistolet wykierowany w moją stronę. Do moich oczu napłynęły łzy.
- Nie, proszę! - położyłem głową koło szyi Justina, chowając twarz w jego koszulce.
- Justin, nie zabijajcie mnie... - szepnęłam. Zmoczyłam chłopakowi całą koszulkę od strumieni słonego płynu spływającego po moich polikach.
- Błagam... - Jus postawił mnie na ziemi i odepchnął lekko, ale byłam tak roztrzęsiona, że upadłam. Zwinęłam się w kłębek i pogrążyłam się w głębokim płaczu.
- Bro, przestań - Justin skinął w stronę swojego kolegi i usiadł koło mnie.
- Cher... Zaraz Cię odwio...
- Nie! - krzyknęłam i podniosłam się szybko - Pójdę sama - otarłam ostatnią łzę i ruszyłam w kierunku dużych, metalowych drzwi, ale już po pierwszym kroku poczułam dłoń oplatającą się wokół mojego nadgarstka.
- Justin, nawet nie myśl ją puszczać, widziała za dużo. - powiedział Jai. Jus spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
- Musisz kochanie - szepnął.
- Nie - syknęłam i chciałam iść, lecz Justin przyciągnął mnie do siebie i złapał moja twarz w dłonie przybliżając ją do siebie.
- No proszę... - zrobił słodkie oczka i pocałował mnie.
- Nie zgadzam się, "Black" - w oczach chłopaka widziałam wściekłość. Nie powinnam go tak nazywać...?
- Nie mów tak do mnie - warknął.
- Dlaczego? - droczyłam się z nim.
- Bo ty nic o mnie nie wiesz, jesteś tylko problemem - jego słowa zabolały mnie. Mocno.
- Skoro jestem takim cholernym problemem to mnie wypuść! - krzyknęłam mu w twarz. Justin pchnął mnie mocno na ścianę. Zjechałam po niej i zaczęłam zwijać się z bólu. Chłopak stanął nade mną i patrzył na mnie z góry. Nagle, przez moją nogę przepłynęła fala bólu. Kopnął mnie. Krzyknęłam głośno w prośbie o pomoc. Chłopak zaśmiał się.
- Nikt Cię tu nie usłyszy - ukucnął przede mną. Schowałam twarz w kolana.
- Justin, proszę, Jus, kochanie...
- Za późno na "kochanie" - syknął i podniósł moją głowę. Nie wiedziałam gdzie przenieść wzrok, byleby nie patrzeć mu w oczy. Gdy spojrzałam na niego, jego ręka podniesiona była do góry i była gotowa uderzyć mnie w twarz. Otworzyłam szeroko usta i czekałam na ten bolesny ruch, który po chwili wykonał. Żałowałam tego co obiecałam mu zaledwie godzinę temu.
- Po prostu mnie zabij... - szepnęłam.
- Co?
- Nie chcę tak cierpieć. Zrób to szybko, proszę... - w jego oczach pojawiła się troska i wielkie, szczere poczucie winy.
- Cher...
- Chcę jechać do domu... - przytuliłam go i schowałam twarz w jego torsie. Nagle odpłynęłam...