niedziela, 21 lipca 2013

15. Potwór


Poczułam, że zaraz zwymiotuję.
Nie miałam za bardzo czym, bo nie jadłam od jakichś dwóch dni, przez co z moich ust wylała się kałuża żółci.
Złapałam się za głowę i zaczęłam bujać moim ciałem w tą i z powrotem.
Nawet się nie odwróciłam.
Wstałam potykając się przy tym i wybiegłam z pomieszczenia.
Gdybym spojrzała na martwe ciało Deana, zemdlałabym.
Muszę znaleźć wyjście z tego wariatkowa.
Moje szkliste od łez oczy odbijały białe światło lamp.
Czerwone, potargane włosy przyklejały się do lepkich od słonego płynu policzków.
Usłyszałam krzyki za moimi plecami.
Chciałam się zatrzymać, schować w ramionach Justina i usłyszeć, że wszystko będzie dobrze.
Ale tak nie będzie.
Wiedziałam to, więc biegłam dalej.
Dobrze, że miałam na sobie spodnie, bo trudno byłoby mi biec w...
Hej, zaraz.
Przecież nie przebierałam sukienki!
Spojrzałam w dół.
Ubrana byłam w szarą bluzkę na ramiączkach, fioletową koszulę w kratę i dżinsowe, krótkie spodenki.
Musiał mnie przebrać, kiedy spałam.
Drań.
Ale teraz nie jest czas, by o tym myśleć.
Teraz, czas uciekać.
Wiedziałam, że nie będę mogła teraz płakać w ramionach Justina.
Był pijany plus zabił osobę którą naprawdę kochałam, po prostu świetny pocieszyciel!
- Cher, proszę, poczekaj!- zawołał po czym zakaszlał.
Przyśpieszyłam.
- Cher - kaszel - Kochanie! - krzyknął ponownie.
- Pogadajmy! - był już blisko mnie. Mogłam poczuć, jak jego ręka musnęła moją skórę.
Mój oddech przyśpieszył jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle możliwe.
- N-nie m-ma-mamy o czym! - odkrzyknęłam. 
Złapał mnie za dłoń i przyciągnął do siebie.
- Cher - szepnął i przytulił mnie.
Zaczęłam desperacko walić w jego klatę.
- Ty-dra-niu - powtarzałam w kółko. W końcu opadłam na kolana i zaczęłam płakać.
Justin spojrzał na mnie z góry smutnym wzrokiem.
- Kochanie - przykucnął - Musiałem to zrobić. Teraz nikt nam nie przeszkodzi w byciu razem - uśmiechnął się.
On mówił serio?
- Zniszczyłeś moje życie, rozumiesz? Zniszczyłeś! - wykrzyknęłam.
- Zauważ, że gdybyś go tutaj nie spotkała, nie zareagowałabyś tak na to, że umarł. Byłoby Ci "przykro" - skrzywił usta.
On miał rację.
Dalej Cher, musisz jakoś z tego wybrnąć!
- Przez Ciebie leżałam w szpitalu. W stanie krytycznym - podniosłam ton gdy wymawiałam słowo "krytyczny".
- Bijesz mnie. Niszczysz moją psychikę. Niszczysz mnie samą - schowałam twarz w dłonie. Westchnął.
- Taki jestem kochanie. Będziesz musiała się przyzwyczaić - powiedział po czym wstał i zaczął odchodzić.
- Znowu odchodzisz. Znowu mnie zostawiasz - szepnęłam i pokręciłam głową.
Zatrzymał się, lecz nadal stał do mnie plecami.
- Znowu - powiedziałam pół tonem i wstałam, pochodząc do ściany po prawej.
Walnęłam w nią głową z całej siły.
Niektórzy mogliby pomyśleć że mam ADHD czy coś, ale nie.
Po prostu chciałam stąd zniknąć.
Uderzyć się w coś i nie obudzić.
Zachwiałam się na nogach, po czym uderzyłam ponownie, z podwojoną siłą.
Przed oczami zrobiło mi się ciemno.
Nie zwracałam uwagi na ból, po prostu chciałam umrzeć.
Usłyszałam stłumiony głos Justina.
W moich uszach huczało, jakby w moich bębenkach rozpętała się burza.
To brzmi dziwnie, ale tak się czułam.
Ocknęłam się, gdy woda zaczęła spływać po mojej skórze.
Uratował mnie.
Czemu?
Jeśli mnie kocha, powinien robić wszystko, bym czuła się dobrze, tak?
Ale zaraz, on jest egoistą.
100 punktów dla Cher, wow.
Nienawidzę tego człowieka.
- Dlaczego? - słyszałam ciche pomruki.
Zaraz, czy ja leżałam na łóżku?
Kiedy on mnie przeniósł?
Przecież nie straciłam cholernej przytomności!
Jak mogłam tego nie poczuć?
Otworzyłam powoli oczy, przed którymi ukazała się dobrze zbudowana, piękna postura Justina.
On był bez koszulki.
O mój Boże.
Przykładał nasączony wodą materiał do mojego czoła.
Wymamrotałam coś i przymknęłam oczy, przeciągając się, przez co zahaczyłam o polik chłopaka.
Zanim zdążyłam zdjąć z niego dłoń, on przyłożył swoją rękę i przycisnął moją do siebie.
Po chwili ujął ją i przyłożył do swoich warg, muskając ją lekko.
Jego bipolarność robiła się nudna.
Wyrwałam się z jego uścisku i otworzyłam oczy zaciskając usta w cienką linię.
- Zabiłeś mnie - szepnęłam i wstałam.
Zrobił to samo i podszedł powoli w moją stronę.
- Co masz na myśli?
Czy on jest głupi?
Dziwne że dopiero teraz to odkryłaś, Cher.
Czujecie ten sarkazm?
- Zabrałeś mi wszystko co miałam. Wszystko - podniosłam ton mówiąc ostatnie słowo.
- Nigdy Cię nie pokocham, Justin - dodałam i spuściłam wzrok.
- Ja, ja tylko chcę stąd uciec. Nie chcę tu być, proszę - schowałam twarz w dłoniach, hamując spływające po moich polikach łzy.
Chłopak podszedł do mnie i przytulił głaszcząc po plecach.
- Cii, wszystko będzie dobrze - powiedział całując czubek mojej głowy.
- Nie będę tu szczęśliwa, dobrze o tym wiesz - syknęłam przez łzy i ruszyłam w kierunku drzwi.
Justin pociągnął mnie za nadgarstek (bez wspomnień, proszę) sprawiając, że upadłam.
- Gdzie idziesz? - warknął.
Odwróciłam się na brzuch i zwinęłam w kłębek.
Nienawidzę go, nienawidzę, go nienawidzę go.
- Nie lubię tego robić, ale - nie dokończył i kopnął mnie w biodro.
Potwór.
Jedyne słowo, jakim można go opisać.
Trafia w jego charakter idealnie.
Bipolarny, przystojny potwór.
Hmm, fajnego masz chłopaka, Cher.
Poczułam jak Justin ciągnie mnie za włosy i odwraca moją głowę tak, bym na niego spojrzała.
Jęknęłam z bólu.
- Jesteś taka piękna - zachichotał.
- Puść mnie - pisnęłam.
On roześmiał się tylko i ukucnął przy mnie, nadal ciągnąc mnie za włosy.
Miałam wrażenie, że zaraz wyrwie je wraz z moją głową.
- Mam taką śliczną dziewczynę, nie mogę w to uwierzyć - pogłaskał mnie po policzku.
Z mojego oka wyleciała pojedyncza, samotna łza.
Pociągnęłam nosem.
Chcę wrócić do domu, proszę.
Poczułam jak Justin przykłada ostrze do mojego nadgarstka.
- NIE! - krzyknęłam i zaczęłam płakać.
Zaśmiał się.
- Mogłaś być grzeczną dziew...
- Odłóż to, Bieber - usłyszałam czyiś gniewny głos.
Boże, czemu nie mogę mieć normalnego życia?


_____________


Hej!
Więęęc...
Nowy BLACK!
Wiem, wiem. Spóźniłam się, ale mam swój powód!
Zanim dokończyłam rozdział (i tak jest krótki) musiałam już wyjeżdżać ;/
Przepraszam.
A co do opowiadania:
Jak myślicie, kto wszedł do pokoju?

psssst! pamiętajcie o followaniu na twitterze @xBlackOfficialx

niedziela, 14 lipca 2013

14. Odsuń się, albo go zabiję.

On niszczył moją psychikę.
Naprawdę.
Jeśli uda mi się wyjść z tego całego gówna, pójdę do domu wariatów.
Tylko niech to wszystko się już skończy, proszę.
- Teraz będziesz moja, na zawsze - powiedział podchodząc do mnie z ostrzem w ręku.
Zadrżałam.
Czy on mnie zabije?
Szczerze?
Zrobiłby mi wielką przysługę.
Nie chcę tu być.
Mogę umrzeć, byle, żebym stąd uciekła.
Nawet w taki sposób.
Tak, każdy normalny człowiek siedziałby teraz cicho, ale hej, przecież mówiłam że chcę iść do psychiatryka!
- Mówiłeś że mnie kochasz. Obiecałeś, że mnie nie zranisz. Kłamałeś. Jesteś cholernym kłamcą - syknęłam.
Justin oblizał usta i odłożył nóż.
Podszedł do mnie powoli i... Przytulił mnie.
To nie tak miało wyglądać.
- Przepraszam Cher - pocałował czubek mojej głowy.
On miał mnie zabić, ugh!
Wtuliłam się w jego tors.
Dobra, to postanowione. 
Idę do psychiatryka.
- Teraz obiecuję. Nie podniosę na Ciebie ręki, już nigdy - szepnął mi do ucha.
- Ani nogi? - podniosłam palec do góry. Zaśmiał się.
- Ani nogi - mruknął  po czym nachylił się nad moimi ustami.
Woah, Panie Bieber, nie przesadzajmy.
- Czy... Możesz już wypuścić Deana? - powiedziałam drapiąc się po głowie.
Westchnął i odsunął się ode mnie.
Chwycił nóż (na co zadrżałam ze strachu) po czym przeciął nim sznury, którymi przewiązny był Lemon.
Wyciągnął mu szmatkę z ust i rzucił ją na podłogę.
- Gdybyś pukał, nic by się nie wydarzyło - warknął i uderzył go w twarz.
- Justin! - wstałam i podbiegłam do Deana, ale Justin powstrzymał mnie gestem ręki.
- Odsuń się, albo go zabiję - ostrzegł. Złączyłam usta w cienką linię i zrobiłam dwa kroki do tyłu, wpadając na ścianę.
Blondyn podniósł się powoli z krzesła i spojrzał na mnie zakochanym i przepraszającym wzrokiem, na co Justin zaraz zareagował.
- Masz zakaz odzywania się do mojej dziewczyny, rozumiesz? - warknął i przyłożył mu ostrze do szyi.
Moj oddech przyśpieszył.
Lemon pokiwał lekko głową i spuścił wzrok.
Zasmucona zrobiłam to samo co on.
Nie widziałam go przez lata i już go straciłam.
Świetnie.
- Cześć, Dean - szepnęłam, gdy wychodził przez drzwi.
On nawet się nie odwrócił.
Wiedziałam, co by się stało, gdyby to zrobił, ale mimo tego, w sercu poczułam lekke ukłucie.
Chyba zaczynałam czuć coś do Deana.
Coś więcej.


________________

- Kochanie - ktoś szturchnął lekko moje ramię.
Przerwóciłam się na drugi bok.
- Jeszcze chwila, Dean - zachichotałam.
Dean? 
Ah, no tak. 
Śnił mi się.
Byliśmy razem, to był dzień naszego ślubu.
Naszego dziecko miało 2 miesiące, urodziło się przed ślubem.
Było takie piękne.
To dziewczynka.
Miała brązowe włosy (za mną) i piękne, duże, niebieskie oczy (za Deanem)
Ja miałam na sobie piękną, białą suknie, a moje długie, czerwone włosy związane były w kłosa.
Za to Lemon odziany był w biały garnitur i białe, wyjściowe buty.
Jego włosy postawione były do góry, jak zawsze.
Wyglądał tak...
Tego nie da się opisać żadnym przymiotnikiem, naprawdę.
W porównaniu do niego, byłam tylko... Ładna.
- To nie Dean - z zamyśleń wyrwał mnie lekko wkurzony głos Justina.
Ups.
- Em, no tak - podniosłam się powoli i mogłam zauważyć jak Bieber krzywi usta.
- Czy... Czy on Ci się śnił? - powiedział powoli. Wręcz kipiał złością.
- Nie - zaprzczyłam kręcąc głową.
- Powiedz mi prawdę - warknął łapiąc mnie za rękę i ściskając ją mocno. Jęknęłam z bólu.
- Justin...
- Powiedz. Mi - ryknął zacieśniając uścisk.
- Justin, to boli!
- Masz mi powiedzieć - kropelki potu pojawiły się na jego czole. Przełknęłam ślinę.
- Obiecałeś mi - szepnęłam a moje oczy napełniły się łzami.
- Oj, kłamałem - zaśmiał się złowieszczo po czym znowu przybrał wkurzony wyraz twarzy.
- Nienawidzę Cię - powiedziałam szlochając.
Widocznie zraniony moimi słowami puścił moją dłoń i wstał.
- Mam was w dupie. Ciebie i tego Twojego Deana - warknął i wyszedł.
Pogrążyłam się w głębokim płaczu.
Przecież już było tak dobrze.
Po jakichś 3 minutach szlochania, podniosłam się z łóżka, na którym leżałam (swoją drogą, jak ja się tu znalazłam?) i podeszłam do drzwi.
Chwyciłam za klamkę.
Otwarte!
Czy przed chwilą Justin nie dał mi prosto do zrozumienia, że mnie nie chcę?
Dał mi.
Powiedział "Twojego Deana"?
Powiedział.
Skoro mojego, to chyba znaczy, że mogę do niego iść?
Jak najbardziej.
Teraz tylko muszę go znaleźć.
Wyszłam na długi, ciemny korytarz który znajdował się za drzwiami.
Rozejrzałam się bo bokach, po czym ruszyłam.
Muszę znaleźć Deana, jak najszybciej.
Potrzebuję kogoś, komu się wypłaczę, kogo będę mogła przytulić.
Kogoś, kto mnie zrozumie.
Nagle, z jednych drzwi (których było sporo) wyłonił się dobrze zbudowany, wysoki, łysy facet koło 30.
Chwycił pistolet z kieszeni i wycelował w moją stronę, ale gdy przeniósł na mnie swój wzrok, schował broń z powrotem.
- Przepraszam, Pani Bieber - mruknął i odszedł.
Zaraz.
Co?
"Pani Bieber" ?
Co Justin im nagadał?
Nie dziwię się jednak, że nic nie wiedzą o naszej "kłótni".
Justin nie jest tym typem chłopaka, który lubi się wygadać.
Pokiwałam lekko głową w stronę osiłka i ruszyłam dalej.
Przecież Dean musi gdzieś tu być.
Wszystkie wrota, koło ktorych przechodziłam, były zamknięte.
Oprócz jednych.
Przytuliłam się do ściany gdy usłyszałam męski, ochrypły głos.
To głos Justina.
- Nigdy więcej jej nie dotkniesz - odgłos uderzenia, kaszel - Jest moja, rozumiesz? - znowu odgłos uderzenia, znowu kaszel.
Po głosie chłopaka słychać było, że jest pijany.
Tylko... Do kogo on mówił?
Modliłam się, by to nie był Dean.
Powoli podeszłam do drzwi.
Bóg niestety mnie nie posłuchał.
Przyłożyłam dłoń do ust, chcąc stłumić krzyk, który zaraz miał wydobyć się z moich ust.
Na widok leżącego na podłodze, zakrwiawonego Deana, do moich oczu naleciały łzy.
Nie mogłam wydać z siebie żadnego dźwięku, nie mogłam się poruszyć.
Pokręciłam głową i przymknęłam oczy, mając nadzieję, że gdy je otworzę, okaże się, że to tylko sen.
Ale niestety - nie był nim.
Nagle, Justin odwrócił się w moją stronę i z uśmiechem na twarzy, podszedł do mnie.
- Cher! - zawołał - Jak dobrze, że przyszłaś! - powiedział kładąc rękę na moim ramieniu i dając mi soczystego całusa w polik.
Tak, on na sto procent był pijany.
- Może pobawisz się ze mną? - zaproponował podając mi nóż, po czym skinął na Deana.
W tym momencie, obudziłam się z szoku.
Otworzyłam szeroko oczy i odpychając Biebera, rzuciłam się w stronę blondyna.
Pogłaskałam go po policzku i odchyliłam jego głowę.
Spojrzałam mu w oczy, po czym złożyłam na jego wargach pocałunek.
Wiedziałam, że to już koniec.
Że nie ma jak uciec.
Z moich oczu leciały łzy.
Gdy usłyszałam zbliżającego się Justina, pogłębiłam pocałunek.
Dean był taki słaby, że nie miał nawet siły go oddać.
Zaszlochałam w jego usta i wtuliłam się w niego głośno płacząc.
- Przepraszam, że Cię nie obroniłam. Przepraszam, że nie oddałam za Ciebie życia, przepraszam, przepraszam - szepnęłam kołysząc się w tą i z powrotem.
- Kocham Cię, Dean - pocałowałam go po raz ostatni, po czym zostałam od niego odciągnięta przez Justina.
- Cher - odwrócił się w moją stronę - Nie patrz - mruknął i podszedł do blondyna z nożem w ręku.
- Nie! - krzyknęłam i wskoczyłam mu na plecy. Nie chciałam, by to był koniec.
- Cher, cholera! - krzyknął próbując zwalić mnie z niego. Wbiłam paznokcie w jego skórę.
- CHER JESSIE LONLEY, ZŁAŹ ZE MNIE DO JASNEJ CHOLERY - ryknął. Był mocno wkurzony.
- Nie dotykaj go! Kocham go! Jeśli mnie kochasz, nie zabijaj go! - krzyknęłam. 
Dobrze wiedziałam, że to on ustala zasady, i nie posłucha się mnie.
Ale hej, warto próbować, prawda?
Może miałam w sobie trochę siły, ale byłam niczym w porównaniu do Justina.
Zwalił mnie z siebie, przez co upadłam z hukiem na podłogę.
Nawet nie zdążyłam jęknąć z bólu, kiedy Justin podszedł do Deana i wbił mu nóż prosto w serce.
Myślałam, że zaraz zemdleję.


_________________________


No czeeeść :D
W O W
Tyle tylko mogę powiedzieć.
Kiedy mnie nie było, dobiliście (prawie) do 3000 wejść i dodaliście 6 komentarzy pod rozdziałem.
omg.
Dziękuję!
Jesteście świetni, naprawdę <3
Aa, co do opowiadania...
JUSTIN TY DRANIU FGRH4J7HT

psst, pamiętajcie o dodawaniu się do zakładki #Blackers, plus followujcie na twitterze @xBlackOfficialx !

poniedziałek, 8 lipca 2013

13. Zostaniesz ze mną, na zawsze

Nic nie pamiętałam z tamtego pościgu.
Nic, kompletnie.
Nie pamiętam, żebyśmy uciekli Justinowi.
Nie pamiętam, żebyśmy mieli wypadek.
Teraz czułam tylko, że leżę na betonowej, zimnej podłodze.
To nie wróżyło niczego dobrego.
Przełknęłam ślinę i zaczęła powoli się podnosić, ale zaraz zostałam przygnieciona przez czyjąś stopę.
Chyba nie muszę wam mówić, czyja to była stopa.
- Dzień dobry, księżniczko - Justin zaśmiał się wrogo po cichu. Nie miałam ochoty nawet patrzeć w górę.
Przycisnęłam się jak najmocniej do podłoża i zaczęłam płakać.
Bałam się.
- Cóż, teraz za późno na płacz, Cher - powiedział po czym pociągnął mnie za włosy sprawiając, że siedziałam.
Zdecydowanie wolałabym leżeć tak jak przed chwilą do końca życia, niż widzieć to, co widziałam w tamtej chwili.
Otworzyłam szeroko oczy po czym krzyknęłam imię Lemona płacząc.
Dean siedział tam, przywiązany do krzesła.
Wszystkie jego kończyny były związane, a do ust wsadzoną miał szmatę.
- Jak możesz?! - zaszlochałam w stronę Justina.
- Doszedłem do wniosku, że nie obchodzi Cię ból. Nie obchodzi Cię Twoja śmierć. Ale co innego, to jego - skinął na Deana - śmierć. Nim zdążyłam się obejrzeć, Justin podszedł do blondyna i przycisnął ostrze do jego polika.
- Teraz patrz, jak umiera. Przez Ciebie - powiedział i przejechał nożem po policzku Deana.
- Nie! - krzyknęłam i chciałam podbiec do Lemona, ale dopiero wtedy zorientowałam się, że mam związane ręce i nogi. Jak ja tego nie zauważyłam?
Spojrzałam w oczy blondyna.
Były przepełnione bólem, ale on nadal pozostawał niewzruszony, co zaczynało irytować Justina.
Krew spływała ciurkiem po twarzy Lemona.
Nie mogłam na to patrzeć.
- Nienawidzę Cię! Słyszysz? Nigdy Cię nie kochałam, nie kocham Cię, jesteś nikim! - wydarłam się po czym pochyliłam głowę pogrążając się w płaczu.
Justina zabolały moje słowa.
Mocno.
Nóż wypadł z jego dłoni, opadając na podłogę.
A przynajmniej, zaczął spadać w kierunku podłogi.
Moje źrenice zmniejszyły się do rozmiaru ziarnka piasku, a z szeroko otwartych ust nie mógł wydobyć się żaden dźwięk.
Ostrze wbiło mi się w dłoń.
Po chwili, krzyknęłam głośno z bólu.
Justin stał tam oszołomiony nie wiedząc, co ma zrobić.
Dean zaczął dziko poruszać się na krześle a z jego ust wydobywały się stłumione przez szmatkę dźwięki.
Po chwili, nowa fala bólu przepłynęła przez moją dłoń, gdy Justin wyciągnął z niej nóż.
- Boli, prawda? - powiedział - Czuję to samo, tylko w sercu, które mi złamałaś - warknął po czym nachylił się nade mną i uderzył w twarz.
Witaj, kolejna falo bólu.
-
 J-jak... - zaczęłam, jąkając się - Jak mam Cię kochać p-po czymś takim? - szepnęłam.
Chłopak przytulił mnie i pocałował w czoło.
Nie miałam siły, by się odsunąć.
- Już nie będę, obiecuję. Wybacz mi, proszę - mruknął mi do ucha. Zacisnęłam usta.
- Wypuść Deana - powiedziałam powoli. Justin zacisnął uścisk, w którym mnie trzymał.
- Proszę, wypuść go
- Cher, tylko ja mogę Cię kochać, rozumiesz? Tylko ja mogę dotykać Twoich ust moimi, tylko ja mogę Cię przytulać, tylko mnie masz kochać. NIKOGO innego
Jezu, on jest bipolarny.
Zaraz.
NIKOGO?
- WYPUŚĆ GO, I NAWET NIE MYŚL O SKRZYWDZENIU MIKE'A ! - krzyknęłam.
- Oh, zapomniałem o nim - uśmiechnął się łobuzersko. Mój oddech przyśpieszył.
Nienawidzę Biebera.
Nienawidzę go, z całego serca.
- TY BIPOLARNY DUPKU DOTKNIJ GO CHOCIAŻ PALCEM TO POWYRYWAM CI WŁOSY Z TEJ PIĘKNEJ GŁÓWKI - ryknęłam wkurzona i cudem uwolniłam się ze sznurów, którymi miałam przewiązane kończyny.
Wstałam i rzuciłam się na Justina.
Pewnie wyglądałam śmiesznie, ale co to teraz znaczyło?
Drapnęłam go w polik zostawiając na jego skórze czerwone kreski.
Kopnęłam go w krocze, pchając go potem na ścianę i waląc go dziko w twarz.
Pewnie zaraz umrę, ale mam to gdzieś.
NIKT nie dotknie mojego brata.W końcu, Justin obudził się.
Złapał mnie za rękę i wykręcił ją, sprawiając, że jęknęłam z bólu.
- Pamiętasz co powiedziałem Ci wtedy w szkole? Że takie coś jak ty, NIE MA PRAWA MNIE DOTYKAĆ - warknął i pchnął mnie na ścianę, po której zjechałam powoli na podłogę.
- Zostaniesz ze mną, na zawsze - powiedział podchodząc do mnie z ostrzem w ręku.

________________________

Hi x
Więęc, oto kolejny BLACK :D
Ten rozdział dedykuję @biebsiah, bo jest naprawdę wielkąwielkąwielkąwielką fanką tego opowiadania.
"verifited Blacker" !
Teraz nie będzie mnie przez tydzień, jadę na działkę, więc musicie poczekać trochę na rozdział :c
Proszę, komentujcie, rozdziały wychodzą wtedy o niebo lepsze, bo wiem, że nie pisze tego dla siebie :)